Miejsce dla wszystkich

Na świecie jest teraz niemal siedem miliardów ludzi i liczba ta rośnie. Populacja może przekroczyć dziewięć miliardów w 2050 r. Razem z 20 miliardami kur i czterema miliardami sztuk bydła, owiec i świń całkowicie zdominujemy planetę. Czy planeta może z tym sobie poradzić? Czy my możemy?

 

Tak. Nie tylko taka olbrzymia populacja będzie zdolna do utrzymania się; jest w istocie prawdopodobne, że ekologiczny wpływ dziewięciu miliardów w roku 2050 będzie mniejszy, nie zaś większy: będzie mniej zanieczyszczeń i więcej miejsca dla dzikiej przyrody niż jest jej dzisiaj.

Rozpatrzmy trzy zaskakujące fakty. Populacja świata wzrosła czterokrotnie w XX wieku, ale ilość kalorii na osobę wzrosła, a nie zmalała. Populacja świata podwoiła się w drugiej połowie ubiegłego stulecia, ale totalny obszar leśny planety nieco wzrósł, a nie zmalał. Populacja świata wzrosła o jeden miliard w ciągu ostatnich 13 lat, ale liczba ludzi żyjących w absolutnej nędzy (mniej niż dolar dziennie, z poprawką na inflację) spadła o około jedną trzecią.

Najwyraźniej jest możliwe, przynajmniej na trochę, uciec przed losem przepowiedzianym przez Roberta Malthusa, pesymistycznego matematyka i duchownego, w 1798 r. Od ponad 200 lat dowodzimy, że Malthus się mylił. A teraz eksplozja populacyjna przygasa: w Bangladeszu zmalała z 6,8 dzieci na kobietę w 1955 r. do 2,7 dzisiaj; Chiny — 5,6 do 1,7; Iran — 7 do 1,7; Nigeria — 6,5 do 5,2; Brazylia 6,1 do 1,8; Jemen — 8,3 do 5,1.

Tempo wzrostu populacji świata zmalało o połowę od lat 1960.; liczby absolutne dodawane co roku do populacji spadają od ponad 20 lat. Według ONZ populacja prawdopodobnie w ogóle przestanie rosnąć do roku 2070. To cudowne załamanie się płodności nie jest spowodowane malthuzjańską nędzą ani przymusem (z wyjątkiem Chin), ale czymś całkowicie odwrotnym: wzbogaceniem się, urbanizacją, emancypacją kobiet, edukacją, a nade wszystko pokonaniem śmiertelności dzieci — co znaczy, że kobiety zaczynają planować rodziny zamiast ciągle rozmnażać się.

Wzrost zamożności oznacza jednak wyższą konsumpcję żywności. Czy rzeczywiście możemy wyżywić dzisiejsze miliardy, nie mówiąc już o jutrzejszych? W ciągu 60 lat potroiliśmy totalne zbiory trzech największych ziaren: pszenicy, ryżu i kukurydzy. Niemniej areał poświecony na uprawę tych roślin niemal się nie zmienił. Jest tak z powodu nawozów, irygacji, pestycydów i nowych odmian, które w wielkim stopniu podniosły plony.

Robią to nadal. Regulatory wzrostu zwiększają plony pszenicy. Genetyczna modyfikacja zwiększa plony bawełny (podnosząc równocześnie bioróżnorodność na polach). Nowe enzymy obiecują obniżyć wydalanie fosfatu i zwiększyć przyrost wagi świń. Te technologie ratują lasy deszczowe dzięki oszczędzaniu ziemi przed pługiem. Gdybyśmy powrócili do rolnictwa organicznego, świat musiałby uprawiać dwukrotność obecnie uprawianej ziemi.

Olbrzymie połacie świata już zostały uwolnione od rolnictwa i ponownie zalesione. Nowa Anglia jest dzisiaj w 80 procentach terenem leśnym, podczas gdy kiedyś była w 70 procentach terenem rolniczym. Włochy i Anglia mają obecnie najwięcej lasów od wielu stuleci. Łosie, kojoty, bobry i niedźwiedzie powróciły w miejsca, gdzie ich nie było od wieków. Francja ma problemy z wilkami; Szkocja ma problemy z sarnami. Lasy tracą kraje biedne, nie zaś kraje bogate. Haiti, gdzie jest niemal całkowita zależność od odnawialnej energii (drewna), jest w 98 procentach wylesiona, a proces postępuje.

Obecnie ludzie zabierają dla siebie i swoich zwierząt około 24 procent zieleni rosnącej na Ziemi. To bardzo dużo. Ale w dużych częściach świata podnoszą ilość tej zieleni dzięki nawozom i irygacji, a więc ilość netto pozostawiona naturze, jest mniej więcej taka, jaka byłaby, gdybyśmy nie istnieli.

To dlatego przewiduję, że w drugiej połowie tego stulecia dziewięć miliardów ludzi będzie żyło w większości zamożnym życiem, jedząc kurczaki, świnie i bydło, a równocześnie koegzystując z mniej więcej taką ilością natury, jak istniała zanim pojawiliśmy się na scenie. Będziemy systematycznie zmniejszać odcisk stopy każdego indywidualnego życia przez przenoszenie się do miast, będziemy otrzymywali żywność z pól nawożonych azotem wychwytywanym z powietrza, energię z gazu naturalnego lub reaktorów nuklearnych, zamiast z siana poprzez konie czy z zapór na rzekach, a nasze budynki będziemy budować ze stali i szkła pochodzących spod ziemi zamiast z drewna leśnego.

Wyobraźcie sobie: malejąca populacja i malejące wymogi areału na osobę plus rosnący dochód na głowę; wspaniałe oddanie dzikiej naturze wielkich części Afryki, Australii i Kanady; zagrożone gatunki bezpieczne; wznowienie niektórych wymarłych gatunków dzięki inżynierii genetycznej — ja stawiam najpierw na mamuta.

Co może przeszkodzić urzeczywistnieniu się tej złotej wizji? Wyczerpanie się paliw kopalnych? Nie ma szansy: odkrycie, jak wydobywać gaz łupkowy właśnie dało ludzkości tanie paliwo kopalne na ćwierć tysiąclecia. Wyczerpanie się wody? Nie: kiedy zestawi się cenę i technologię, już teraz zużywa się znacznie mniej wody. Zmiana klimatu? Mało prawdopodobne. Rosnąca ilość dwutlenku węgla już daje mierzalny przyrost plonów, a powolne i niewielkie ocieplenie, jakie mieliśmy jak dotąd — z grubsza pół stopnia na 50 lat — przypuszczalnie zwiększyło nieco opady deszczu. Także model ONZ-u przewiduje, że wielkie ocieplenie od teraz do 2050 r. nie jest prawdopodobne.

Jest tylko jedna rzecz, która mogłaby wykoleić moje marzenie: polityka. Obecnie świat poświęca 5 procent swojego ziarna na robienie paliwa do silników w błędnym przekonaniu, że w jakiś sposób obniża to emisję dwutlenku węgla. Nie robi tego: zastępuje jedynie 0,6 procenta ropy naftowej, a zużywa mniej więcej tyle samo jej do uprawy tegoż ziarna oraz zachęca do niszczenia lasów deszczowych, wypuszczając tym gazy cieplarniane. A także głodzi ludzi.

Jako namiętny obrońca przyrody, który chce zobaczyć naturalne środowisko przywrócona na całym świecie, są trzy rzeczy, których się boję. Są to biopaliwa, odnawialna elektryczność i rolnictwo organiczne. Każde z nich będzie wymagać od natury dużo, dużo więcej ziemi.

Tekst pierwotnie opublikowany w „Ottawa Citizen":

The Rational Optimist, 21 września 2011

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

Autor:

Matt Ridley

Ur. 1958. Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego w Newcastle. Posiada doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat prowadził dział naukowy w "The Economist", pisał także dla "Daily Telegraph". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.

Źródło: racjonalista.pl