Zagłada all inclusive

Nie wszystko nadaje się do zabicia i pożarcia ale nic nie jest bezpieczne. Niewinność, nieznajomość prawa oraz brak ludzkiego układu nerwowego szkodzi. „Niewinność” – to w ogóle brzmi infantylnie i nieprawdopodobnie, właściwie śmiesznie. Przecież nie ma niewinnych, są tylko źle przesłuchani. Ewentualnie niesłuchani. Bo przecież nie ma powodu słuchać kogoś kto nie ma nic do powiedzenia. Nie ma nic do powiedzenia bo nie może mówić, bo nie posiada ludzkiego mózgu. Skoro go nie posiada to znaczy, że nie zna prawa a więc sobie szkodzi. Przecież gdyby wilk znał prawo na pewno dwa razy by się zastanowił, zanim by zapolował na niewinną sarnę. (Ale co z sarną? Skoro zasłużyła na odstrzał).

Świat, zbudowany ze skomplikowanego systemu ruchów fal odmiennych od wszystkiego innego i odmiennego sposobu ich przekładu, zaproponowaliśmy tym co podróżują z nami na statku kosmicznym „Ziemia”. Nikt nie miał wyboru. Znaleźliśmy się w tej kapsule czasu ze wszystkim innym co żywe i gnamy przez czasy i przestrzenie. Tyle, że to nie my wyznaczyliśmy kurs i nie my regulujemy prędkość.

Wcale nam ta sytuacja nie robi przeszkody w stosowaniu naszego prawa wobec innych a nawet wobec całej planety. Bo tak bardzo zawłaszczyliśmy sobie przestrzeń, że pod znakiem zapytania stoją takie stałe jak siła ciążenia, kod genetyczny, naturalne rytmy i wiele innych włącznie z biologicznymi podstawami życia. Przede wszystkim jako jeden z wielu gatunków poddaliśmy w wątpliwość zasadność istnienia niezliczonej ilości innych gatunków, zbudowanych z tej samej papki co my, żyjących tu dzięki tym samym zasadom co my i jak my nie mających alternatywy. Różniących się od nas w zasadzie wyłącznie stosowanym systemem kodowania i dekodowania informacji. Nasz kodeks uznaliśmy za ważniejszy i prawdziwszy niż kodeks lwów, zajęcy i żab oraz orangutanów (które składają się z papki zorganizowanej tylko subtelnie inaczej niż nasza).

Praca wielu pokoleń pozwala nam dzisiaj hodować  zwierzęta w zakładach zbudowanych na wzór obozów zagłady, regulować populacje dzikich zwierząt poprzez rozstrzeliwanie ich, zamieniać ogromne obszary Ziemi w coraz bardziej wynaturzone plantacje pozbawione życia i zamieniać powietrze w coś co niebawem będzie bardziej przypominało gazy bojowe lub te wykorzystywane w komorach gazowych niż życiodajną mieszankę, dzięki której nasze wymagające systemy nerwowe stać na wielowiekowe ciągi uniesień, wzniosłych haseł, czystych intencji i poczucie niewinności. Pomijam, co zrobiliśmy sobie nawzajem, bo to się odbyło na zasadzie wzajemności i w obrębie wspólnego kodu. Co wszystko czyni możliwym do uzasadnienia i usprawiedliwionym.

Daliśmy sobie prawo do potraktowania całej reszty życia jak zawartości lodówki w czasie długiego rejsu all inclusive.

Uznaliśmy, że skoro „byt kształtuje świadomość”, „granice naszego języka są granicami świata” i „prawo moralne jest w nas a niebo gwiaździste nad nami” to „jesteśmy trzciną myślącą wśród traw”. W naszej podróży w czasie i przestrzeni udało nam się zatem rozdzielić ciało od duszy, pojęcie od desygnatu, moralność od praw fizycznych – ludzi od przyrody.

To nawet imponujące bo karkołomne a jednak udało się. Udało nam się zbudować świat, w którym sądzimy, że nic już nie potrzebujemy. Poza lodówką i zapasami w tej bardzo długiej, jakże samotnej i nikomu niepotrzebnej podróży. Przestrzeń przez  którą podróżujemy nie niesie naszego przesłania. Sygnały, najpierw ostrzegawcze potem zwycięstwa a teraz pomocy przez nikogo nie zostają rozpoznane. Sondy zbudowane kosztem wielu istnień na Ziemi wołają rozpaczliwie w Kosmosie. Bo nie po to żeśmy ten język stworzyli, żeby ktokolwiek go zrozumiał.

fot. Ł. Misiuna