Świadkowie – część III: Łukasz Misiuna

Łukasz Misiuna jest wyjątkowym gościem „Świadków” z jednej strony dlatego,  że to on wymyślił nazwę dla tych rozmów, z drugiej, że jest postacią nieco inną od moich poprzednich gości. Inną, bo wydaje się być większym pesymistą. O globalnym ociepleniu i tym, co dzieje się z Ziemią, mówi mrocznym językiem. Również takie są jego fotografie przyrody. Czy wynika to z faktu, że w życiu zajmował się ludźmi umierającymi i ich bliskimi w żałobie? Czy jest dzięki temu „lepszym”, bardziej uważnym świadkiem umierania Ziemi?

Czym się zajmujesz w życiu?

Zawodowo?  Jestem przyrodnikiem. Staram się zawodowo chronić przyrodę również w „procesie inwestycyjnym”. Wykonuję inwentaryzacje przyrodnicze, piszę raporty, dokumenty planistyczne w ochronie przyrody. Działam też w organizacjach pozarządowych i tu  głównie zmagam się z trudną materią urzędniczą. Sporo prawa i konfliktów. Nieustanne rozwiązywanie sytuacji trudnych, kryzysowych. Jestem też edukatorem przyrodniczym. Od około ośmiu lat pracuję jako freelancer.

Od kiedy interesujesz się ekologią?  

Pasję przyrodniczą rozwijam od dziecka i zawsze chciałem pracować  z „dziką przyrodą”. W jakimś stopniu się to udało. W dużym chyba. Bardzo sobie cenię swoją niezależność choć ona kosztuje dużo zdrowia. Ale zyski są spore. W sensie organizacji czasu i głoszenia co uważam za stosowne.

Kończyłem jednak pedagogikę i pracowałem w domu dziecka, w ośrodkach dla młodzieży, świetlicach środowiskowych, byłem psychoterapeutą i terapeutą rodzin. Jakieś dziesięć lat to trwało. Przez czternaście lat byłem nauczycielem akademickim i bardzo to lubiłem. Nigdy jednak nie potrafiłem stworzyć sobie warunków do zrobienia doktoratu. Bardzo lubiłem tę pracę. Łączenie praktyki psychoterapeutycznej i pracy dydaktycznej wydawało mi się doskonale zbalansowane. W każdym względzie. Pracowałem też w sklepach, salonie samochodowym, jako drwal w Norwegii i malowałem norweskie domy. W między czasie.  Zawsze jednak ciągnęło mnie do przekraczania kolejnych granic i zdobywania nowych doświadczeń. Czasem życiowo ekstremalnych.

Tak naprawdę ten zew poczułem gdy miałem jakieś trzynaście, czternaście lat. Chodziłem do Zespołu Szkół Leśnych w Zagnańsku bo sądziłem, że to jedyne miejsce dla pasjonata przyrodnika. Tam się jednak okazało, że na przedmiocie „ochrona lasu” nie ma właściwie nic na temat ochrony przyrody, a jedynie na temat ochrony upraw leśnych. Wtedy poczułem, że to nie moje miejsce. Wtedy też pierwszy raz, a był to rok 1992 poczułem całym sobą przeogromną rozpacz i bezsilność wobec tych wszystkich okropności, które robimy Ziemi i wszystkiemu co na niej żyje. Byłem porażony. Chciałem natychmiast coś zrobić ale nic nie mogłem. Zrezygnowałem wtedy na wiele lat. Odpuściłem. Po prostu cieszyłem się kontaktem z przyrodą. Zawsze spędzałem dużo czasu poza miastem, w lasach, na łąkach i nad rzekami. To jednak było wyłącznie intuicyjne i pierwotne. Jako zawodowy przyrodnik powróciłem w okolicach 2004 roku kiedy kraj był ogarnięty powszechną inwentaryzacją na potrzeby wyznaczenia obszarów Natura 2000. Załapałem się na ten pociąg. Zacząłem nadrabiać lata zaległości w edukacji przyrodniczej. Świat nie stał w miejscu, koledzy stali się fachowcami a ja musiałem szybko się uczyć. W pełni działaczem na rzecz ochrony przyrody stałem się w okolicach 2011 – 2013 roku. Poświęciłem temu wszystko. Dosłownie. I chciałbym, żeby to miało sens. Wiem też, że to co robię nie ma końca i wyraźnego kierunku bo ta rzeczywistość jest rozległa a mnie trudno zdecydować czym ostatecznie chcę się zajmować i obawiam się, że w tym rozproszeniu wytrwam do końca.

Czy jesteś bardziej aktywistą, czy teoretykiem?

Jestem z wykształcenia pedagogiem a wiedzę przyrodniczą uzupełniałem podyplomowo. Działam od początku lat 90 w organizacjach pozarządowych zajmujących się ochroną i badaniami przyrody. Tworzyłem takie organizacje, prowadziłem je, uczyłem się wszystkiego od podstaw . Zdecydowanie jestem praktykiem i cenię działanie. Zawsze uważałem, że samo gromadzenie danych o środowisku , przyrodzie jest tylko półkrokiem. Kolejne pół to działanie. Dopiero od kilku lat staram się opisywać w różnych formach moje doświadczenia. Oczywiście są to głównie opracowania na użytek urzędów i inwestorów ale też od czasu do czasu pisuję niewielkie prace naukowe oraz, i to przede wszystkim ostatnio, dzielę się swoimi poglądami na stan przyrody w formie tekstów niby – filozoficznych ale też podejmuję analizy prawne, studia przypadków. Publikuję głównie w „Dzikim Życiu”, ale też pojawiam się na konferencjach, co bardzo lubię choć dużo mnie zawsze wystąpienia kosztują.

Wierzysz w globalne ocieplenie?

Sądzę, że to nie jest kwestia wiary. Niestety brak mi instrumentów i umiejętności żeby poważnie zajmować się tym tematem. Bez względu na to czy mamy do czynienia z globalnym ociepleniem, które jest skutkiem naszych działań czy też znajdujemy się w jakimś momencie zwykłego cyklu uważam, że zmiany na Ziemi są ogromne i destrukcyjne. Nawet jeśli optymistycznie założymy, że Ziemia zmienia się „bo tak ma” to przecież wszyscy w miarę inteligentni i wrażliwi ludzie widzą, jaka jest nasza rola w tym wszystkim. Mam czterdzieści trzy lata, przyrodę obserwuję od dwudziestu ośmiu lat, zawodowo się nią zajmuję od powiedzmy trzynaście lat. Zmiany w środowisku a ogromne. Nie trzeba być przyrodnikiem żeby je widzieć. Systematycznie, rok po roku zabieramy przyrodzie jej przestrzeń ale zabieramy ją też sobie. Przerażające jest to, że ludzie w swojej masie utracili tę perspektywę i poczucie związku, biologicznego, emocjonalnego, przestrzennego. Każdego.  Ocieplenie to jeden z objawów choroby, na którą cierpimy jako gatunek. Tak, bo to jest choroba, która trawi nas i na którą nam przyjdzie umierać. Wracając do ocieplenia; z tego co czytam mamy wyraźny i szybki trend wzrostu temperatur w wielu miejscach Ziemi. To pociąga kolejne skutki i ekstrema nie tylko przyrodnicze i pogodowe ale też społeczne. Myślę, że w krótkim czasie udało nam się rozchwiać system planety, który polegał na dość długich cyklach i generalnie utrzymywaniu homeostazy. To co obserwujemy w ostatnich dziesięcioleciach nie może być uznane za naturalne. Zawsze mnie zadziwia powoływanie się na normy np. czystości powietrza albo zawartości różnych pierwiastków w wodzie. Przecież te normy ustanowili ludzie i one ciągle są zmieniane, przesuwane, bo środowisko jest coraz bardziej zanieczyszczone. Norma to jest stan sprzed rewolucji przemysłowej. No więc tak, wierzę,  jeśli to ma być kwestia wiary, w to, że wywarliśmy ogromny, destrukcyjny wpływ na całą planetę a ocieplenie to jeden z jego przejawów.

Czy myślisz, że jako ludzkość jesteśmy w stanie powstrzymać naturalne procesy wyzwolone globalnym ociepleniem?

Dobrze pamiętam przełom 89/90 i wszystkie cudowne nadzieje ale też zmiany. Napoje w butelkach plastikowych, masa towarów w opakowaniach, rozwój. Zniknęły papierowe, szare torby w sklepach, pojawiły się foliówki. To i masa innych zmian było dyskutowane. Przegraliśmy wtedy.

Prywatnie i zawodowo sporo czasu spędziłem z umierającymi, terminalnie chorymi  i ludźmi w żałobie. Zawsze zdumiewało mnie jak bardzo ludzie trzymają się życia. Wydawać by się mogło, że wszystko skończone a oni trwają, odraczają z całych sił. Myślę, że w skali planety jest podobnie. Nieco bardziej świadomie i systematycznie śledzę zmiany na Ziemi od około 2010 roku. Wtedy mnóstwo czytałem i oglądałem i sądziłem, że mamy jakieś pięć do dziesięciu lat. Wydawało mi się, że skala destrukcji i środki zaangażowane w podtrzymywanie destrukcyjnego stylu życia muszą doprowadzić szybko do końca planety. Tak jednak nie jest. Walczymy  o życie. Prawdopodobnie jest wiele nakładających się czynników opóźniających globalny kolaps. Jednak z tego co widzę, a widzę, bo jestem na bieżąco zawodowo i zbyt dużo czasu spędzam w Sieci, to nie jesteśmy w stanie wywikłać się z procesu, który uruchomiliśmy. To już ma charakter sprzężenia zwrotnego. Skutki naszych działań rodzą zwielokrotnione skutki. Nie ma żadnej, żadnej sensownej siły politycznej, społecznej ani ekonomicznej, która poważnie pracowała by nad zatrzymaniem destrukcyjnych procesów. Jesteśmy zależni od molochów ekonomicznych, które proponują nam styl życia wykluczający zachowanie Ziemi jako miejsca nadającego się do życia. To jest przerażające ale ludzkość jest wprzęgnięta w mechanizm zagłady. Na to można patrzeć globalnie, jako procesy makro ale też widać to w skali mikro, w codzienności. Tak bardzo wiele drobnych nawyków i przyzwyczajeń niszczy nasz związek ze środowiskiem naturalnym. Przestaliśmy odczuwać potrzebę kontaktu z przyrodą. Ona stała się zasobem do zagospodarowania. Ludzie uwierzyli, że możemy żyć bez przyrody, ewentualnie z przyrodą, która jest plantacją lub hodowlą. To jedno wielkie getto, jeden wielki obóz zagłady. Tak to widzę wiem, że brzmię jak wariat.

Zresztą, gdybyśmy wierzyli, że potrafimy powstrzymać  wszczęty proces zagłady planety, to byśmy przecież nie poszukiwali nowych globów nadających się do życia. Ludzkość i decydujący o niej już przyznali, że nic się nie da zrobić. Plantę należy zmienić na nową jak wyeksploatowane auto czy inną rzecz codziennego użytku. Myślę, że to nie jest cecha immanentna człowiekowi: żreć aż się zadławi. To nasz cywilizacja i kultura, ta trwająca około 2000 lat. Zużyliśmy planetę i potrzebujemy nowej.  To by miało sens, gdyby zużycie Ziemi było związane z czymś innym niż nasza niepohamowana konsumpcja i pragnienie podporządkowania sobie wszystkiego. A tak;  nawet jeśli uda nam się zasiedlić nowy glob, zrobimy z nim dokładnie to samo co z tym, który mamy. To głupie.

Z innej jeszcze strony: pewnie rzeczywiście jest tak, że nie jesteśmy potrzebni tej planecie tak jak ona nam. I nie ma żadnej katastrofy. Jest tylko przemiana. Tyle, że to chyba nie usprawiedliwia naszej brutalności.

Co uważasz za najbardziej niebezpieczne, jeśli chodzi o wzrost temperatury?

Gorączka świadczy o tym, że organizm walczy, broni się. To dobrze. Tyle, że to my jesteśmy tym, przed czym się broni. Z innej strony: opalamy naszą cywilizację zwłokami niezliczonej ilości istot, które były tu przed nami. Wydaje mi się to okropne. Ludzie palili ciała tylko w kilku wypadkach: szału religijnego jako pozbycie się inności, jako procedura uwolnienia od doczesności w nadziei, że zmarłym to pomoże lub jako sposób na pozbycie się świadectwa niegodziwości i usunięcie ciała jako odpadu nienadającego się do wykorzystania przemysłowego. My napędzamy w ten sposób naszą cywilizację i to nie może być dobre. Złoża ropy i gazu to cmentarzysko a nie zasób. Przetwarzamy też  wszystko wokół na produkty, które uznaliśmy za nieodzowne do życia. Najbardziej niebezpieczne jest nasze dążenie do tzw. rozwoju i zysku. Niepohamowana chęć bogacenia się, posiadania, czynienia sobie poddanym. Z tym nie ma dyskusji. Dziś nikt nie jest gotów z tego zrezygnować. Potrzebujemy radykalnej i natychmiastowej zmiany systemu wartości a to jest po prostu nie do zrobienia przy populacji siedmiu miliardów pragnących dobrobytu wciąż nieszczęśliwych istot. Chcemy mieć nowe ubrania, nowe auta, domy, żony, zwiedzać egzotyczne kraje najlepiej w hotelach z opcją all inclusive. To kosztuje. To trzeba opalić. Utrzymać. Żyjemy w piekle rządzy i pragnienia. Nie da się towarzysko zaimponować tym, że sobie odmawiasz.

Jeśli uważasz, że warto coś robić na rzecz ekologii, to dlaczego, jakie są Twoje motywy?

Znowu będę patetyczny. Zainteresowałem się przyrodą bo wydała mi się piękna i ciekawa. Fascynująca w swoich rozmaitych przejawach.  A przecież to co piękne jest dobre (śmiech!). Cały czas spotykam niezwykłych, fascynujących, mądrych i wrażliwych ludzi, którzy robią cudowne rzeczy, dla których las jest źródłem utrapienia a owady to Sodoma i Gomora. Oni chcą czystego, sterylnego świata. Bez pajęczyn i komarów.  Za każdym razem jestem tym zdumiony ale też bezradny.

Mimo to uważam, że trzeba robić to, co się ma przed czubkiem własnego nosa. To na czym się znamy i w co wierzymy. Nie należy rezygnować. Jestem przekonany, że praca dla przyrody zasiewa w umyśle niezliczone nasiona dobra. To kiedyś przyniesie owoce. Choćby w postaci dobrze wykonanej pracy.

Uważam, że jedyne co możemy zrobić to kochać najbliższych i poświęcać im tyle czasu ile potrzebują a w najgorszym wypadku tyle ile możemy. Możemy wzbudzać ciekawość. Możemy pokazywać. Oswajać. Nic więcej. Cała reszta to nasz udział w tym, co jest. Musimy zarabiać pieniądze, żeby płacić rachunki. Rachunki są coraz wyższe. Musimy pracować więcej i więcej.

Świat przyrody jest wspaniały i podstawowy. Nie ma innego powodu. Staram się chronić i poznawać bo z całej gamy możliwości to mi się wydaje sensowne. Utrzymać więź, relację, jedyną zależność, na którą mogę się zgodzić.

Opowiedz coś o swoich działaniach, projektach. O portalu ecoPress.  

Och…, ecoPresss.pl to było przedsięwzięcie podjęte za sprawą mojego wieloletniego przyjaciela Roberta Urbańczyka. Ogromnie wiele mu zawdzięczam. Namówił mnie na zrobienie portalu o problemach ochrony przyrody o środowisku. Chcieliśmy pisać o przyrodzie w taki sposób, żeby ludzie czytali to jak te wszystkie bzdurne czasopisma o życiu celebrytów, o modzie itp. Sądziliśmy, że nie ma tematu ważniejszego niż dotyczący biologicznych podstawa naszego istnienia. No bo co jest ważniejsze niż wiedza o tym co się dzieje wokół środowiska naturalnego? Nic. To było bardzo idealistyczne i między innymi dlatego nie mogło się udać. Mimo to poświęcam EcoPressowi kilka godzin w tygodniu.  On nie ma budżetu i to też może mieć znaczenie przy angażowaniu sensownych autorów (śmiech!). ecoPress.pl miał też być tubą dla mojego stowarzyszenia MOST, w którym staramy się działać na rzecz ochrony przyrody w świętokrzyskim. Mamy tu dużo problemów. Z jednej strony ogromne bogactwo przyrodnicze, z drugiej bieda i zapóźnienia. Urzędnicy odpowiedzialni za środowisko są  narzędziem w rękach inwestorów. Zrobią co się da, żeby nie utrudniać realizacji inwestycji. To zresztą dotyczy całego kraju. Chcieliśmy o tym pisać, tropić przestępstwa przeciw przyrodzie. Piętnować. To interesuje garstkę. Reszta ma nas za ekoterrorystów hamujących rozwój regionu.

Co na zakończenie?

Jestem tatą trójki wspaniałych dzieci. Każde z nich to osobny Kosmos. Od dziecka fascynuje mnie Kosmos. Inne światy, podróże międzygwiezdne, ta kosmiczna melancholia. Pustka, przestrzeń i tęsknota za domem. Pierwszy zawód, który chciałem wykonywać to było poszukiwanie życia poza Ziemią. Badanie obcych w ich naturalnym środowisku. Chciałem być kosmonautą. Zostałem jednak tu i badam jak potrafię życie Ziemian. Nie tylko ludzi, ale to też.

Nie bardzo wiem, co więcej powiedzieć.

A ja wiem (smiech!). Dziękuję i zapraszam do portalu ecoPress.

 

PS. Bohaterką kolejnej rozmowy będzie kobieta. Nareszcie! Sam nie mogę się doczekać, bo zrobiło się zbyt męsko. Serio mówię. Zamierzam również dokonać w tym cyklu kilku być może nie tylko kosmetycznych zmian. To dobry moment, bo Łukasz zamyka tę wstępną część cyklu. Być może powinien go otwierać, ale przy jego skromności, to ponad wszelką wątpliwość bez znaczenia.

_ _ _

Łukasz Misiuna – rocznik 1975, kielczanin. Pedagog praktyk i przyrodnik, specjalista zarządzania zasobami przyrody i środowiska, nauczyciel akademicki, edukator przyrodniczy. Od początku lat 90 członek i działacz przyrodniczych organizacji pozarządowych. Autor, współautor  i uczestnik badań przyrodniczych na terenie całego kraju (głównie jednak w Górach Świętokrzyskich i na Ponidziu) przede wszystkim ornitologicznych i chiropterologicznych. Większość działań koncentruje w obszarze ochrony miejsc przyrodniczo cennych. Brał udział w pracach zespołu wyznaczającego obszary w sieci Natura 2000 w woj. świętokrzyskim. Współautor Planów Zadań Ochrony dla świętokrzyskich i małopolskich rezerwatów. Społecznie zajmuje się badaniami i ochroną obszaru Natura 2000 Ostoja Wierzejska, która jest mu szczególnie bliska.  Od czasu do czasu autor w Miesięczniku Dzikie Życie i na swoim blogu w ecopress.pl.  Współzałożyciel i działacz w Stowarzyszeniu Psychoedukacyjno – Przyrodniczym MOST (www.mostedu.org). Fotoamator przyrodniczy, spacerowicz po lesie, miłośnik dzikich, niezaludnionych i nieprzekształconych obszarów.

 

Autorzy zdjęć: Łukasz Miusina i znajomi.

Poprzedni goście:

Mikołaj Golachowski

Piotr Tyszko-Chmielowiec

 

Źródło: https://andrzejgasiorowski.wordpress.com/2017/10/28/swiadkowie-czesc-iii-lukasz-misiuna/