Idźcie i mnóżcie się jak króliki

Wylałem już tyle elektronicznego atramentu o szkodliwości wszelkich programów zachęcających ludzi do płodzenia dzieci, że na obecnym etapie prowadzenia bloga, można to już zrobić jedynie z kronikarskiego obowiązku. Polskie Ministerstwo Zdrowia zachęca ludzi do rodzenia dzieci używając symbolu płodności bezrefleksyjnej w postaci mnożących się królików, które „wiedzą jak to robić”. Programy te (na szczęście) są umiarkowanie skuteczne, mają jednak jakieś zalety – po pierwsze można się pośmiać, po drugie ktoś sobie na nich zarobi, po trzecie są istotnym źródłem wiedzy o otchłani ludzkiej duszy i jej autodestrukcyjnych pragnień.

W ogóle w tę „dzietność” ciągle wierzą prawie wszyscy. Od tradycjonalistów po postępowców. Duża liczba dzieci jako samoistna wartość jest tak silnie wmontowana w indywidualną i zbiorową wyobraźnię, że nie ma jakichkolwiek skutecznych sposobów, aby ludzi od posiadania dużej liczby dzieci odstręczyć. Przeciwnie – ciągle zachęca się do ich posiadania na kawałku skały we wszechświecie, gdzie przedstawicieli gatunku homo sapiens jest już dobrze ponad 7 miliardów, i którzy to przedstawiciele w ciągu kilku tysięcy lat doprowadzili swoją obecnością do zachwiania biologicznych podstaw życia (w tym również życia swojego gatunku). Samobójstwo? Oczywiście, ale jakie piękne.

Za obłędem stoją dość konkretne interesy – chęć ratowania systemów emerytalnych, posiadania coraz to większej armii podatników, konsumentów, żołnierzy, wyborców, wiernych. Nie mają one decydującego znaczenia, nie można ich wszak pomijać. To, co należy do istoty problemu – podświadome pragnienia, biologiczne instynkty – pozostaje bądź ukryte bądź zapomniane. Warto przy tym zauważyć, iż przynajmniej jedno z tych pragnień zdaje się być WZGLĘDNIE racjonalne. Jest nim chęć uzyskania wystarczającej liczby ludzi zdolnych do chwycenia za broń, kiedy przyjadą do nas (i po nas) Inni, którzy nie mogą już teraz żyć w dotychczasowych miejscach bytowania (Afryka, Bliski i Trochę Dalszy Wschód, Południe), a których napływ liczyć będzie trzeba w dziesiątkach lub setkach milionów – obecny kryzys migracyjny to jedynie dość marne preludium to tego, co stanie się w ciągu kilkunastu lat.

Falsyfikacja obłędnych dążeń może nastąpić jedynie w wyniku twardego zderzenia ze ścianą. I choć owe zderzenia już nadchodzą – wzrastająca liczba uchodźców klimatycznych, wyjałowienie ziemi uprawnej, zakwaszenie oceanów, brak wody, narastające konflikty, coraz większa liczba katastrof naturalnych – to nic nie zmieni się póki, prawdziwa hekatomba nie zostanie zbiorowo przeżyta (o ile w ogóle istnieje taka możliwość). A przecież i to nie daje gwarancji.

Fantazje ludzkiej małpy, której populacja osiągnęła poziom 7,2 miliarda i która stale rośnie, nie pozwalają jednak na podjęcie jakichkolwiek racjonalnych działań zmierzających do przynajmniej „uspokojenia” populacji na obecnym poziomie. W sposób oczywisty kłóci się to z duchem umierającego, ale ciągle żywego, kapitalizmu, funkcjonującemu dzięki szeroko rozumianemu nadmiarowi (potrzeb, pragnień, ludzi i rzeczy).

Pewnie dlatego ciągle podejmuje się owe „królicze” akcje. Szczególnie wobec obywateli świata Zachodu, którzy, zachłyśnięci kompulsywną konsumpcją, na chwilę zapomnieli o płodzeniu coraz bardziej zbędnych nowych obywateli świata. Jak równość to równość – są oni (a dokładniej my) tak samo zbędni jak walący na łeb na szyję do Europy afrykańscy uchodźcy. O zbędności kolejnych ludzi nikt (na czele z lewicą) nie ma ani odwagi, ani ochoty, ani przede wszystkim rozumu rozmawiać.

Tymczasem stężenie COw atmosferze stale rośnie, podobnie jak populacja homo sapiens. Wyjątkowo złowrogiego gatunku, którego przedstawiciele wymagają zupełnie specjalnej „troski”, polegającej na umożliwieniu im pochłaniania niewyobrażalnej ilości zasobów naturalnych.

Nadmiarową populację królików mogą „zmniejszyć” myśliwi, brak pożywienia, drapieżniki. Kto lub co zmniejszy nadmiarową populację ludzi, można się domyślać, bo zawsze odbywa się w ten sam sposób, choć tym razem sztafaż wojny może być nieco inny. Póki co, mnóżmy się jak króliki.

Zainteresowanych wcześniejszymi tekstami na temat zborowych urojeń dzietności, płodności, „obrony życia” i pochodnych odsyłam do tekstów z poprzedniego bloga:

Kto jest obrońcą życia?

Cywilizacja życia, cywilizacja śmierci

Źródło: https://andrzejgasiorowski.wordpress.com/2017/11/08/idzcie-i-mnozcie-sie-jak-kroliki/