Jak przerwać milczenie owiec?
Niedawno przeczytałem artykuł autorstwa pana Łukasza Misiuny pt. Oblaci w lesie. Rząd zmniejszy Świętokrzyski Park Narodowy na rzecz Kościoła? Brak zaskoczenia informacjami zawartymi w tym tekście wynikał z tego, że były mi one w większości znane. Wydaje się jednak, że można dane dość rzeczowo przedstawione przez pana Misiunę uzupełnić o fakty dotyczące innej niż przyrodnicza warstwy świętokrzyskich dóbr, chociaż wydawałoby się, że głównie ochrona przyrody przemawia przeciwko okrojeniu powierzchni Świętokrzyskiego Parku Narodowego (ŚPN). Czy faktycznie chodzi o mniejszy lub większy zakres ochrony przyrodniczej na Łyścu? Proponuję ocenę obecnej sytuacji z perspektywy osoby, która dzięki pracy w urzędzie konserwatora zabytków miała możność obserwować relacje i działania obu stron, czyli zgromadzenia OO. Oblatów i ŚPN, przez ponad 20 lat. Perspektywa ta jest oczywiście „wypaczona” moim osobistym stosunkiem do całokształtu tego dziedzictwa. Dałem temu wyraz m.in. w powieści – Okręg Alków, na której kartach staram się przybliżyć odbiorcom okres w historii Łysej Góry, który poprzedza, zarówno budowę wałów kultowych, jak i pojawienie się Benedyktynów. Jednakże niniejsza wypowiedź będzie dotyczyła naszej wspólnej relacji ze świętokrzyskim dziedzictwem – obecnej lub niewiele poprzedzającej czasy nam współczesne. Możliwe, że uda się w ten sposób rzucić bardziej jaskrawe światło na odbywający się na naszych oczach proces.
Presja na zmianę statusu Świętego Krzyża rozpoczęła się już w latach 90. ubiegłego stulecia. Już wówczas zgromadzenie OO. Oblatów aspirowało do przejęcia we władanie całości pobenedyktyńskiego obiektu. Obecność ŚPN w skrzydle zachodnim tego zespołu wydawała się jednak przeszkodą trudną do pokonania. W wypowiedziach dotyczących przekazania także tej części pojawiały się sformułowania o „odzyskaniu należnego mienia”, pomimo tego, że zakon Oblatów właścicielem tych dóbr nigdy nie był. Poczuwał się jednak do pobenedyktyńskiej spuścizny jako opiekun łysogórskiego sanktuarium. Strona rządowa dostrzegała wtedy problem natury formalno-prawnej, czyli brak podstaw do takiego przejęcia przy niemożności stwierdzenia sukcesji po Benedyktynach – budowniczych klasztoru. Osobną kwestią była również kasata zakonu Benedyktynów dokonana w wieku XIX. Chociaż nie brakowało osób sprzyjających zamiarom zakonników, przekazanie Oblatom – zwłaszcza tak znaczących dóbr, po prostu nie wchodziło w grę. Zgromadzenie nie zamierzało rezygnować ze swych planów, realizując w międzyczasie działania, które poświadczały jego rosnącą aktywność na Łyścu.
Chyba najdłużej trwały dysputy nad drogą krzyżową, która ostatecznie została „odtworzona” poprzez serię drewnianych kapliczek z ludowymi rzeźbami. Te „grzybki” o dachach zdecydowanie nieproporcjonalnych do rzeźb, które osłaniały, miały służyć „rekompozycji” niegdyś istniejącej drogi. Nie nawiązywały jednak formą do pierwotnych, zabytkowych kapliczek, których kilka zachowało się m.in. na terenie Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Drewniana – „nowa” droga krzyżowa istnieje zresztą do dziś, chociaż pozwolenie na jej powstanie zostało wydane czasowo, a ostateczna forma realizacji zadaszeń odbiega od koncepcji prezentowanej m.in. na witrynie internetowej OO. Oblatów. Notabene inwestorem przedsięwzięcia nie byli Oblaci a gmina Nowa Słupia. Warto zauważyć także, że nowe kapliczki powstały wyłącznie poza terenem zarządzanym bezpośrednio przez ŚPN, gdyż ówczesny dyrektor Parku nie wyraził zgody na ich umieszczenie wzdłuż tzw. Drogi Królewskiej.
W roku 2002 ojcowie Oblaci na mocy porozumienia ze Świętokrzyskim Parkiem Narodowym, otrzymali w użytkowanie pomieszczenia znajdujące się de facto pod budynkami klasztornymi, będącymi już wcześniej własnością zgromadzenia. Właściwie natychmiast zrodził się pomysł stworzenia zaplecza gastronomicznego dla „pielgrzymów” w nowo pozyskanej przestrzeni. Powstało ono poprzez przebicie sztucznego przejścia wiodącego od kruchty do skrzydła północnego klasztoru i wiązało się z zagospodarowaniem piwnic istniejących w tej części kompleksu. W ramach „nadzoru archeologicznego” nad tą inwestycją, sprawowanego z ramienia konserwatora zabytków udało się pozyskać informacje potwierdzające istnienie na Łyścu osadnictwa poprzedzającego budowę klasztoru. Powyższe odkrycie było jednakże rezultatem wydłubania zaledwie kilku fragmentów naczyń z pośpiesznie dokumentowanego profilu…
Wspomniany nadzór zapoczątkował serię badań przeprowadzonych później – najpierw w obrębie krużganków klasztornych, a następnie kościoła. Badania te nie wynikały bezpośrednio z potrzeby powiększenia naszej wiedzy o obiekcie, chociaż niewątpliwie do tego się przyczyniły. Kolejne prace archeologiczne poprzedzały inwestycje – wykonanie podkopu pod krużgankami klasztornymi oraz wymianę posadzki w kościele. Chyba „najciekawszym” pomysłem było stworzenie podziemi pod krużgankami, gdzie ojcowie pragnęli pomieścić m.in. rozbudowane zaplecze kuchenne. Dotychczas użytkowana kuchnia miała ponoć nie wystarczać nawet na potrzeby stale przebywających w klasztorze zakonników. Rozmach tego zamierzenia – wiążącego się z wykuciem w skale znacznej części kubatury projektowanych pomieszczeń oraz zabezpieczeniem fundamentów krużganków – robił znaczące wrażenie. Koszty całości musiały robić wrażenie jeszcze większe. Myliłby się jednak ten, który by sądził, że inwestycja stanowiła zamknięcie „podziemnej” ekspansji duchownych gospodarzy Świętego Krzyża. Całkiem poważnie planowali oni umieszczenie wspomnianej wcześniej kuchni pod Kaplicą Oleśnickich. Szczęśliwie udało się ich odwieść od tego pomysłu. Nie dlatego, że podziemna kuchnia mało przystaje do sakralnej funkcji pomieszczenia, które znalazłoby się na poziomie wyżej. Argumentem kluczowym było powstanie zagrożenia katastrofą budowlaną ze względu na znaczną wysokość ścian kaplicy…
Zdecydowanie początkiem intensywniejszej ekspansji zgromadzenia były przygotowania do tzw. Tysiąclecia życia monastycznego na Świętym Krzyżu. Pretekstem był legendarny przekaz o fundacji klasztoru przez Dąbrówkę, żonę Mieszka I. Fikcyjność daty 1006, jako początkowej dla istnienia Klasztoru Łysogórskiego, nie stanowiła jednak żadnej przeszkody dla organizatorów. „Świętokrzyskie Millenium” zaowocowało m.in. usypaniem sztucznej skarpy pod zadaszony ołtarz, który funkcjonował jeszcze jakiś czas po roku 2006… Chociaż obecnie ołtarza już nie ma, platforma znacznych rozmiarów pozostała.
Millenium pozostawiło także inne ślady, które zaczynają się utrwalać w krajobrazie Łyśca. U podnóża klasztoru od strony wschodniej powstała dość obszerna polana, na której zagościły m.in. tzw. krzyże pokutne i dąb Jana Pawła II. Kreacji nowych symboli o religijnym charakterze raczej nie towarzyszyła konstatacja, że raczej akurat tam, nie należy ich mnożyć… Stosunkowo niedawno koło kościoła powstały też drewniane, wątpliwej urody budki, jako miejsca odpoczynku dla turystów/ pielgrzymów. Przybywa ich na Święty Krzyż z roku na rok, coraz więcej…
Pożądane skądinąd wzmożenie ruchu turystycznego spowodowało, że z krypty pod Kaplicą Oleśnickich przeniesiono zmumifikowane zwłoki, w tym doczesne szczątki człowieka identyfikowanego słusznie lub niesłusznie z Jeremim Wiśniowieckim. Przeniesienie ich do pomieszczenia przy kościele miało na celu zwiększenie liczby osób je oglądających, rzecz jasna za odpłatnością. Ponoć jako kolejne udogodnienie dla turystów powstały schody wiodące od bramy klasztornej ku kościołowi. Trudno określić, które z ww. działań miało miejsce za zgodą i wiedzą konserwatora zabytków, które zaś odbywały się ad hoc i stawiały konserwatora przed faktem dokonanym. Czytelnik może natomiast sam wywnioskować, czy istniała szansa na skuteczną reakcję, zwłaszcza wobec akcji towarzyszących wspomnianemu Millenium, lub będących jego bezpośrednim skutkiem..
W roku 2017 przedstawiono konserwatorowi zabytków koncepcję „przebudowy” budynku gospodarczego znajdującego się na terenie dawnego ogródka przyklasztornego. Na miejscu parterowej przechowalni na narzędzia i materiały miał powstać budynek trzykondygnacyjny. Projekt obejmował także dwa poziomy podpiwniczenia. W bezpośrednim sąsiedztwie klasztoru zamierzano zatem zbudować dodatkowe „skrzydło” . Zdaniem superiora zgromadzenia niezbędne, aby zapewnić noclegi dla osób odwiedzających klasztor – np. rodzin przyszłych zakonników odbywających tu nowicjat. W sąsiedztwie „Domu Pielgrzyma”, pod betonowo – kamiennymi tarasami, miała powstać m.in. sala „konferencyjna”. Jako jeden z argumentów przemawiających za koniecznością budowy tego kompleksu podawano, że klasztor, nawet jeśli zgromadzenie przejmie skrzydło zachodnie od Świętokrzyskiego Parku Narodowego, nie zapewnia wystarczającej przestrzeni dla potrzeb OO. Oblatów… Powodem miały być m.in. grube mury i wynikająca z owej grubości – zbyt mała kubatura pomieszczeń. Opinie Wojewódzkiej Rady Ochrony Zabytków oraz Narodowego Instytutu Dziedzictwa odrzuciły ww. koncepcję „przebudowy”. Nasuwa się jednak pytanie, czy aby skutecznie…
Raczej słuszną inicjatywą było natomiast przystąpienie do odtworzenia sylwety klasztoru poprzez odbudowę wieży kościelnej, wysadzonej przez wojska austriackie w czasie I wojny światowej. Wieża powstała dzięki ofiarności wielu instytucji, środkom publicznym, ale też bardzo licznym osobom prywatnym, które zechciały wesprzeć to przedsięwzięcie. Jakież było zdziwienie niektórych z nich, kiedy po udostępnieniu odtworzonego obiektu w roku 2014 okazało się, że wejście na wieżę jest zazwyczaj odpłatne… Odbudowa wieży na Świętym Krzyżu nieubłaganie przypomina tytuł drugiej części sławnej trylogii Tolkiena. Wraz z przywróceniem sylwety Klasztoru Łysogórskiego, nikomu nie przyszło do głowy, że być może należałoby wreszcie doprowadzić do likwidacji lub przynajmniej znaczącego obniżenia przekaźnika radiowo-telewizyjnego. Najbardziej sprzyjający moment dla tego działania miał miejsce bodajże 10 lat temu. Okazja ta, albo została przegapiona, albo celowo poniechana przez decydentów. W każdym razie wówczas pojawiły się informacje odnośnie dalszej nieprzydatności przekaźnika. Obecny dzierżawca obiektu posiada natomiast odmienną opinię, co nie powinno dziwić. Przywrócenie Łyścowi jego względnie naturalnego krajobrazu może wydawać się zatem działaniem, które nie zostanie powszechnie uznane za zgodne z tzw. interesem społecznym. Jednakże, czy fakt, że przyzwyczailiśmy się do degradacji tego krajobrazu, która nastąpiła w minionej epoce PRL, jest wystarczającym wytłumaczeniem naszej obecnej bierności?
Tutaj dotykamy wreszcie bezpośrednio kwestii ograniczenia powierzchni Świętokrzyskiego Parku Narodowego (ŚPN). Opisywane powyżej dość skrótowo i wybiórczo ostatnie 20 lat przemian na Łysej Górze, dowodzi raczej, że ŚPN powołany w roku 1924, zasadniczo wywiązywał się z powierzonych mu zadań. Wątpliwości budziła swego czasu platforma widokowa powstała na fragmencie gołoborza łysogórskiego. Jednakże ten twór, nazwany niegdyś „patelnią”, w mniejszym stopniu ingeruje w naturalne otoczenie, niż wydawało się to na początku jego funkcjonowania. Niewątpliwym pożytkiem z jego istnienia jest skuteczne ograniczenie naszego wpływu na gołoborze. Przy okazji odtworzono zdegradowany fragment tzw. wału kultowego. Nie można też pomijać inwestycji ŚPN w zabytkową infrastrukturę budowlaną podlegającą jego zarządowi na Świętym Krzyżu. Dokonano remontów skrzydła zachodniego klasztoru wraz z wymianą pokrycia dachowego. Wyremontowano budynek tzw. szpitalika. We wspomnianym wyżej skrzydle klasztornym powstała, przecież nie tak dawno, ekspozycja Muzeum Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Usunięto niektóre szpecące elementy będące spuścizną po PRL – np. tzw. akwarium czyli przeszklony budynek stanowiący swego czasu zaplecze gastronomiczne dla turystów zwiedzających Święty Krzyż. Wszystkie te inwestycje wykonane zostały ze środków publicznych, czyli naszych wspólnych. Celem ich przeprowadzenia okazuje się, zgodnie z obecnym rządowym planem, „oddanie” zgromadzeniu OO. Oblatów całego zespołu klasztornego. Ponoć już teraz dyrektor ŚPN przekazał zakonnikom wspomniany szpitalik, w zasadzie świeżo po jego remoncie. Ponadto ma nastąpić wyłączenie z Parku obszaru o powierzchni 5 ha, gdyż „utracił on wartości przyrodnicze na skutek urbanizacji”…
Żadne z działań poprzednich gospodarzy Łysej Góry nie stanowiło w rzeczywistości zbyt istotnej ingerencji w środowisko przyrodnicze. Ślady po starożytnych hutnikach świętokrzyskich są praktycznie niewidoczne. Być może większość uległa zatarciu, pewnie nie tylko przez Puszczę Jodłową, ale także przez kolejne, ludzkie oddziaływania. Wczesnośredniowieczne tzw. wały kultowe, usypane z kamieni będących składnikiem naturalnego podłoża – pozostają często niezauważone dla wielu osób wchodzących na Święty Krzyż. Budowa klasztoru była być może pierwszym, silniejszym zaznaczeniem obecności człowieka na Łyścu. Jednakże bezpośredniego oddziaływania Benedyktynów na otoczenie klasztorne również nie można uznać za zbyt istotne. Nawet późniejsze „inwestycje”, takie jak budowa pierwszej drogi krzyżowej czy usypanie kopca Adama Czartoryskiego, stanowią zaledwie punktowe zaznaczenie ludzkiej ingerencji. Pewna część przemian powstałych z inicjatywy Oblatów jest szczęśliwie odwracalna. Wydaje się, że „procesem urbanizacyjnym” trudno też ochrzcić bardziej trwałe inwestycje, takie jak budowa przekaźnika radiowo-telewizyjnego czy powstanie infrastruktury technicznego zaplecza Muzeum ŚPN. Zasadniczo każdy ten element, nawet cmentarz jeńców radzieckich, którzy stracili życie w więzieniu świętokrzyskim w czasie II wojny światowej, jest znakiem bogatej i różnorodnej historii Łyśca, nazwanego może zbyt patetycznie, ale chyba trafnie – „księciem wszystkich gór”. Nie pozostaje nic innego, jak zbyt wyczulonemu na „procesy urbanizacyjne” obecnemu dyrektorowi Świętokrzyskiego Parku Narodowego przypomnieć, że akurat w przypadku Świętego Krzyża przyroda jest jednym z najistotniejszych komponentów kulturowego krajobrazu. Oczywiście stanie się inaczej, jeśli dopuścimy do realizacji inwestycji w rodzaju wzmiankowanego wcześniej „nowego skrzydła klasztornego”. Skoro takie działanie byłoby dopuszczalne, dlaczegóż nie dokonać później kolejnych „przebudów”? Klasztor w obecnym kształcie istnieje od lat kilkuset, czemuż zatem teren, który zajmuje, został niegdyś włączony do ŚPN? Nie można twierdzić, że Świętokrzyski Park Narodowy już nie ma racji bytu na szczycie i plateau Łyśca. Pewnie to zabrzmi jak slogan, ale czy po wycięciu z jego mapy fragmentu Łysej Góry, będzie on nadal świętokrzyski?
Może właśnie teraz, kiedy ma ziścić się pomysł, aby „oddać Święty Krzyż prawowitym właścicielom”, należałoby się zastanowić, kto tak naprawdę jest owym prawowitym właścicielem… Benedyktyni? Oblaci? ŚPN? Może rodzimowiercy? Wyjaśnienie tego problemu wydaje się jednak dosyć proste i nie powinno budzić wątpliwości. Sukcesorami Łyśca z całością dziedzictwa skumulowanego w tym wyjątkowym miejscu były i są owce, które hojnie oddają runo na wszystkie pomysły duchownych pasterzy ze zgromadzenia Oblatów – także na te całkiem nietrafione – oraz na utrzymanie ŚPN, w tym jego planowaną wyprowadzkę z Łysej Góry. Owce czynią to po części nieświadomie, po części z przymusu, po części dobrowolnie i z przekonaniem o słuszności składanej daniny. Nie jest w tym momencie istotne, czy wspomniane runo to podatki, dotacje, fundusze europejskie czy datki rzucane na tacę. Wszystkie te środki pochodzą od owiec – milczących i potulnie pozwalających się strzyc. Te, które ośmielają się wydać głos, można wszak szybko uznać za… czarne.
Nasuwa się tu porównanie do sytuacji z roku 2016, kiedy przedmiotem medialnych doniesień stał się pomysł Regionalnej Organizacji Turystycznej utworzenia w Nowej Słupi parku kulturowego „Legendy świętokrzyskie”. Promowanie Łyśca za pomocą niematerialnych źródeł odnoszących się m.in. do czarownicy świętokrzyskiej było sprzeczne z nurtem preferowanym przez Oblatów. Krytyka wspomnianej inwestycji w Nowej Słupi pozornie wydawała się spójna z doktryną przyjętą przez świątobliwe zgromadzenie. Odrzucając pozory, możemy zauważyć, że nie jest istotne, czy do zachwiania równowagi w przestrzeni lub krajobrazie kulturowym doprowadza instytucja świecka czy kościelna. Sam fakt powstania dysproporcji winien w każdym przypadku budzić naszą, owczą czujność. W trakcie jednej z konferencji organizowanych przez OO. Oblatów padły dość istotne słowa z ust luminarza polskiej nauki, który specjalizuje się w ocenie krajobrazu kulturowego. Jego zdaniem nasze oddziaływanie na tenże krajobraz może prowadzić do zapisania kolejnych kart w historii danego miejsca. Musi to być czynione jednak na tyle umiejętnie, aby nie wyrwać jednocześnie kart dotychczas zapisanych. Na podstawie przedstawionych powyżej obserwacji można stwierdzić, że zgromadzenie OO. Oblatów nie jest predestynowane, aby umiejętnie zapisywać kolejne karty w historii Łyśca. Nie przekonują do tego, że jest inaczej żadne, kolejne konferencje organizowane przez zakonników, ani też twierdzenia o pragnieniu otoczenia przez nich większą troską łysogórskiego sanktuarium. Podobną wartość mają plany utworzenia tzw. skryptorium, czy inne górnolotne chwyty propagandowe w rodzaju krótkotrwałej acz kosztownej ekspozycji w klasztorze kopii Kazań Świętokrzyskich. Nie przekonują nawet zlecone przez zgromadzenie rzeczowe prace konserwatorskie, bo takie też miały miejsce i nie można tego pomijać. Wszystkie te działania są bowiem obliczone na uzyskanie pełnej i wyłącznej kontroli nad szczytem Łysej Góry, co po wyekspediowaniu Świętokrzyskiego Parku Narodowego do Nowej Słupi, stanie się faktem. Oddziałujemy na Łysiec od tysiącleci, tak jak na całą planetę, którą „czynimy sobie poddaną” – podobno zgodnie z biblijnym przekazem. Przekaz ten posiada także znaczenie, które jednakowoż umyka – być może większości z nas. Wszystko co czynimy, winno umożliwiać późniejsze korzystanie z tej ziemi przez nasze dzieci, wnuki i prawnuki. Chodzi o korzystanie przez nich z poczuciem, że antenaci nie starali się wyłącznie ową ziemię eksploatować. Kolejna uwaga dotyczy kwestii należności. Żadne zasoby kulturowe, nawet tak istotne, jak skumulowane na Łysej Górze, jeszcze nikogo do niczego nie uprawniają. Dziedzictwo przeszłości, obecne w miejscu, w którym przyszło nam żyć, nie powoduje, że cokolwiek nam się należy. Dopiero troska o to dziedzictwo i umiejętne z niego korzystanie, pozwalają nam się nim szczycić.
***
Powyższa narracja nie aspiruje do miana pogłębionego studium. Jest czysto subiektywnym przekazem, który winien zobrazować proces zawłaszczenia Łyśca i jego przyczyny. Wszyscy stajemy dzisiaj przed koniecznością spłacania długu, jaki zaciągamy lub zaciągnęliśmy volens nolens czerpiąc z dziedzictwa Łysej Góry/ Łyśca/ Świętego Krzyża i będąc mieszkańcami regionu, któremu to miejsce dało nazwę. Ten emocjonalny stosunek, obojętnie czy wynika z pobudek religijnych, zawodowych czy patriotycznych, nie może nam przysłaniać konieczności wyważenia skali ingerencji w miejsca tak szczególne. Oczywiście możemy przyjąć, że to my jesteśmy „przyszłym pokoleniem”, które ma prawo posiąść wszelką dostępną wiedzę o takich miejscach i moc dokonywania w nich zmian. W praktyce te zmiany dokonywane są za nas, niekoniecznie w sposób akceptowalny. Stosunkowo niedawno Święty Krzyż został wpisany na listę Pomników Historii. Czy po usunięciu jednego z czynników zapewniających wspomnianą równowagę, pozostanie nadal pomnikiem? Dlatego wydaje się ważne, aby Świętokrzyski Park Narodowy pozostał na szczycie „księcia wszystkich gór”, co być może zauważy pewna grupa osób. Natomiast pragnienie, aby przerwać milczenie owiec i faktycznie zatrzymać opisywany powyżej proces, należy raczej umieścić na liście „pobożnych życzeń”.
Andrzej Przychodni, Düren, 23 czerwca 2019 r.
Wszystkie zamieszczone w tekście zdjęcia zostały wykonane przez autora ©