Toksyczny szlam na Węgrzech nadal groźny

Chociaż minęło pół roku od wycieku toksycznego szlamu w Węgrzech, węgierskie władze wciąż nie zrobiły wiele w sprawie pomocy poszkodowanym przez katastrofę przemysłową w rejonie Ajka – alarmuje WWF. Okolice, gdzie miała miejsce „szlamowa powódź” nadal są wyludnione. Niestety, podobne wycieki grożą innym rejonom Europy, położonym obok zbiorników z chemikaliami, szczególnie na Bałkanach.

W październiku 2010 roku ponad milion metrów sześciennych toksycznego czerwonego szlamu zostało uwolnionych ze zbiornika przemysłowego huty aluminium w wyniku pęknięcia tamy. W rezultacie zginęło 10 osób, ponad 100 odniosło obrażenia, a chemikalia zalały wiele hektarów, docierając również do dopływów Dunaju. Według danych zebranych przez WWF zniszczeniu uległo 300 gospodarstw, ulice miejscowości dotkniętych katastrofą są nadal puste, a w wielu miejscach nadal pozostały ślady po toksycznym szlamie. Poszkodowani przez katastrofę twierdzą, że węgierskie władze poza wieloma obietnicami do dziś nie zrobiły wiele, aby im pomóc. Dotychczas udało się zebrać około 5 tysięcy metrów sześciennych szlamu, jednak było to tylko częściowe usunięcie zanieczyszczeń, bo zabrakło funduszy na zebranie skażonej szlamem ziemi. Na wielu obszarach całkowitej dewastacji uległo środowisko naturalne, co doprowadziło do wyginięcia miejscowej flory i fauny, zaś brzegi rzek Marcal i Torna, do których dotarły chemikalia, nadal pozostają zanieczyszczone szlamem.

W ocenie przedstawicieli WWF z Węgier, węgierski rząd zrobił niewiele również w sprawie uniknięcia podobnych katastrof w przyszłości. Owszem zmieniono prawo, przenosząc zbiorniki z toksycznymi chemikaliami do kategorii obiektów, które wymagają wzmożonych środków bezpieczeństwa oraz przekazano nadzór nad zarządzaniem toksycznymi ściekami specjalnym inspektorom. Jednak sama zmiana prawa nie wystarczy, bo należy to prawo również egzekwować, przy jednoczesnej eliminacji podobnych zagrożeń.

Podobne zagrożenia występują również w innych miejscach w tej części Europy. Tylko w samej Bułgarii istnieje 20 niebezpiecznych obiektów. Największym jest obecnie zbiornik odpadowy Medet w środkowej części tego kraju. Znajduje się tam 200 milionów ton ciężkich metali. Zbiornik ten powstał w dolnie rzeki Topolnicy, dopływu Maricy, głównej rzeki w południowej Bułgarii i w północnej Grecji. Dodatkowym problemem jest to, że firmy odpowiedzialne za zapełnianie zbiorników odpadowych, wolą zapłacić karę za ewentualny wyciek, co jest tańsze niż trwale wyeliminować zagrożenia chemikaliami. W swoich budżetach firmy te przewidują specjalny fundusz na pokrycie tych kar.

Tragiczne doświadczenia z wycieku szlamu na Węgrzech powinny stać się przyczynkiem do wprowadzenia bardziej rygorystycznych unijnych regulacji prawnych ograniczających zagrożenia związane ze składowaniem materiałów niebezpiecznych. Tego zdania są również niektórzy eurodeputowani.

Przede wszystkim Komisja Europejska powinna przyjąć rezolucję Parlamentu Europejskiego w sprawie całkowitego zakazu wykorzystania technologii wydobywczych z zastosowaniem cyjanku w Unii Europejskiej – uważa eurodeputowany pochodzący z Bałkanów, Michalis Tremopoulos. – Poprawy i odpowiedniego wdrożenia wymaga też dyrektywa w sprawie gospodarowania odpadami pochodzącymi z przemysłu wydobywczego – 2006/21/WE -, tym bardziej, że obejmuje tylko najbardziej niebezpieczne odpady. Do UE powinno należeć prawne wyeliminowanie źródeł zagrożeń, które mogą doprowadzić do powtórki z węgierskiej katastrofy.

Źródło: WWF Polska