TRADYCJA TKACKA WE WSIACH ODROWĄŻEK I NOWY ODROWĄŻEK


Rozmowa z Leokadią Okłą, lat 82, mieszkanką Nowego Odrowążka, gmina Bliżyn, powiat skarżyski.

 

„Tkanina towarzyszy człowiekowi od zarania dziejów. Tkactwo jest jednym z najstarszych rzemiosł. Pierwsze tkaniny wykonywano już w neolicie. Były to plecionki z luźno przeplecionych, dostępnych włókien, wykonywane na prymitywnych krosnach z gałęzi z osnową obciążoną kamieniami.

Tkanina lniana powstała w starożytnym Egipcie. W średniowieczu zawiązały się cechy tkaczy dysponujące udoskonalonymi warsztatami, które dały początek manufakturom. W XVIII wieku wynaleziono krosno mechaniczne z szybkim czółenkiem. Tkaniny zaczęły powstawać według wzorów na kartach perforowanych. Udoskonalone do celów produkcyjnych krosna mogły być obsługiwane przez niewielką ilość osób. Jeden człowiek miał nadzór nad kilkudziesięcioma maszynami. Początkowo stosowano surowce naturalne: len, konopie, pokrzywę, bawełnę, wełnę i jedwab. Jeszcze w XX wieku w wielu gospodarstwach na wsi znajdowały się krosna, a tkaniny użytkowe wykonywano z lnu i wełny dla własnych potrzeb. Oprócz dekoracyjnych powstawały tkaniny, z których szyto ubiory codzienne i świąteczne. Uprawiano także konopie potrzebne do wyrobu powrozów i worków.

Dziś jest zaledwie kilkanaście ośrodków w kraju, gdzie wykonuje się pasiaki, kraciaki, tkaniny przetykane i dwuosnowowe. Tkaniny tradycyjne do dziś wykonywane są ręcznie. Krosno pionowe i poziome, w prawie niezmienionej formie wykorzystywane jest przez twórców ludowych i artystów tkaczy.”

 

Mamy takie szczęście, że mieszkamy w miejscowości, w której tradycja tkacka jest podtrzymywana od wielu pokoleń. W Nowym Odrowążku mieszka pani Leokadia Okła, która jako jedna z nielicznych kobiet w województwie, a nawet w kraju, zajmuje się tradycyjnym tkaniem na krosnach. Nadal wykonuje kolorowe chodniki, pasiaki. Pełne podziwu dla ciężkiej pracy pani Leokadii postanowiłyśmy porozmawiać z nią na temat tkactwa. Nie mogłyśmy się oprzeć, żeby przy okazji nie spytać o życie na dawnej wsi, o święta i inne tradycje. Pani Leokadia chętnie udzieliła nam swojej pomocy.

Jak wiadomo, jednym z głównych źródeł wiedzy dla historyków są spisane dzieje w postaci kronik, dzienników itp. Oznacza to, że informacje przekazywane na piśmie są trwałe oraz pozwalają czerpać najdokładniejszą wiedzę  o dawnych czasach, dlatego też my postanowiłyśmy zapisać treść naszej rozmowy. Być może dla późniejszych pokoleń będzie to jedyna możliwość zetknięcia się z tymi pięknymi tradycjami ludowymi.

 

Dom pani Leokadii to skromny, mały, drewniany domek. Widać, że jest już bardzo stary. Wnętrze również przypominało domy naszych babć, ale zupełnie różniło się od naszych własnych. Zastałyśmy naszą rozmówczynię przy darciu pierza. Przy stole w kuchni siedział chłopiec (ok. 8 lat) i przyglądał się temu. Okazało się, że przychodzi on do pani Leokadii by uczyć się tkactwa. Poprosiłyśmy o rozmowę z twórczynią, której zapis znajduje się poniżej.

 

 

LEN I TRADYCJA TKACKA

 

Autorki: Dzień dobry pani Lodziu! Czy mogłybyśmy zająć pani chwilę? Chciałybyśmy porozmawiać z panią na temat tkactwa i uprawy lnu. Jak wyglądała uprawa lnu? Kiedy się go siało?

 

Pani L.: Len się siało zawsze przed 8 majem.2  Jak się ten len już dojrzeje, żeby nasionko było sprawne i się nadawało do drugiego siewu, musi się wejrzeć na tym polu. No i rozumiecie, jak to się omłóci, bo te nasionka trzeba omłócić, to później się ten len bierze, rozciąga się na łąke na 5 tygodni. On musi się uleżyć na tej rosie, żeby on nabrał tej mocy, żeby to włókno z wierzchu z tego badylka się nadawało do użytku. Taka była tego zasada. Późni, rozumiecie, jak się latem to wysuszyło, to się zebrało suche ten len, powiązało się. Z tego robiło się budki na polu, pod jakimś krzakiem, wykopało się dół taki dość głęboki. Rozumiecie, takie prądki musiały być nad tym ogniem, a kto nie przypilnował to i się ten len spalił. Bo on się suszył. Jak już się wysuszyło na tym ogniu to musiało pójść bez międlice, cierlice, późni przez czesanie.

Późni to już się sortuje. Bierze się te garski, to wszystko, bo to jak dawniej mowili: postaw, paceśne, bobkowe. Sortowało się te kądziel na trzy gatunki, żeby można było coś robić.

 

A: Jakich narzędzi używało się do obróbki lnu?

 

P.L.: No to właśnie jak wam mówie, że się ten piec budowało i późni, i właśnie szło to najpierw pod międlice co ma jeden taki ząb, to się nazywa międlica, co ma dwa te dwa rowki to się nazywa cierlica. To już drugi raz trza było w tej cierlicy. Po tej cierlicy to już idzie to wszystko pod czesadło, takie druciane, okrągłe i same takie druty są. To się to czesało. Późni albo pod wrzeciono albo w kołowrotek. No bo jak w kołowrotku to się uprzędło.

 

A: Czy każda gospodyni robiła to samodzielnie, czy może były jakieś spotkania?

 

P.L.: Nic takiego nie było. W każdym domu po wojnie, gdzieś w 45 roku, to rozumiecie, to dom w dom to było. Kochane, ani nie można było kupić, jak to się to to mówi, ani prześcieradła, ani ręcznika, ani na ubranie. To chłopy miały tak: i kalesony z tego, spodnie z tego, marynarki z tego, a takie dzieci co te krowy pasły, o jak ten chłopczyk, to rozumiecie, jak poszły w tych spodenkach na paświsko za krowami, a wracał z powrotem po deszczu to z kostek się krew lała, tak poobcierały.

Z tego [lnu] były, kochane, i ręczniki, i prześcieradła, i worki, i wszystko się z tego robiło. Bo pierw to dom w dom to robili. A tera, to jak się to mówi, postęp. Tera to ja sama zostałam cheba.

 

A: Czy z obróbką wiązały się jakieś obrzędy?

 

P.L.: Jak dawniej to zawsze tak było, takie prywilijki, że tkało się w Poście, przed Wielkanocą. Jak się Post zaczynał to zawsze wtedy już ludzie stawali krosna do domów. W ciągu tych siedmiu tygodni musieli wyrobić to co było, żeby święta nie zastały. A tera to ja robie na okrągło, abym tyko czas miała.

 

A: A kiedy siało się len to czy robiło się coś żeby on lepiej wyrósł?

 

P.L.: No to wiadomo, wiadomo. Wpierw to nawozów nie było dzieci kochane. Najpierw było popiołem, popiołem się podsypywało, żeby on większy urósł. Ale rozumiecie, u mnie w ogródku to takie wielkie ździebło mi urosło, na polu to takie nie chciało uróś. No i trza było plewić, bo jakby chwas zagłuszył to by beło po lnie.

 

 

A: Czy cały len był wykorzystywany? Czy były jakieś części, które się wyrzucało?

 

P.L.: Wszystko się wykorzystywało. Najlichsza kądziel to idzie do malowania. A najcieńsze to idzie na takie cienkie płótno, co było snute cienkie i poprzeczka cienka, znaczy się i wątek i osnowa. Mam takie płótno z 40 roku co je jeszcze moja mam robiła. Jakby się je teraz wygotowało w Wizirze to  by jak ze sklepu płótno. A to ma już lat 70. I tak to trzymam na pamiatke.

A tak to wszystko się wykorzystywało, nic nie szło do wyrzucenia. Paździerzami to się w picu paliło. Siemie szło na lekarstwa, jak coś dolegało, czy człowiekowi, czy zwierzęciu to się mu dawało. A z włókien to wiadomo, jak mówiłam.

 

A: Mamy już za sobą obróbkę lnu, to może przejdźmy teraz do procesu tkania. Z czego się składa krosno i jak działa?

 

P.L.: No to cichojcie. Pokazałabym wam swoje [krosna], po kolei bym potłumaczyła, ale są rozebrane.

Całe to się nazywają właśnie krosna. Tak to nowój jest najpierszy, gdzie się te nici na nowój snuje, ale to tylko u snowacza, on jest chyba tylko jeden w województwie, na Kopciach4. No i później, rozumiecie, od tego nowoju to już idzie tak: nicielnice z pónozami, a te moje nicielnice to już mają ze sto lat, potem idzie płocha, no i znowu nowój tylko płócienko musi być, płócienko żeby można było to nawinąć. Całość trzyma się na dwóch krośnicach co są połączone spunami. A te nicielnice co mówiłam, to są na rączkach. No i jest jeszcze dziurawka. Dziurawką to się przeciąga jak się już sporo utka.

No i gałganków trza naciąć. Naciełam już na 50 metrów, ino tera nie mam gdzie nici kupić.  Bo teraz to są nici krawieckie, śliskie, a śliskie to się nie nadają, ino muszą być matowe nici. Dobrze, że mam w zapasie tych nawojów sporo i tak to to leży. I nie wiem co z tego będzie. Tak to wygląda.

 

A: Powie nam pani jak się na takich krosnach tka?

 

P.L.: No to przecie nie ma problemu. Cołnek z wątkiem przechodzi przez osnowe i trza dobić bijadłem, i nacisnąć na dobre pónoze i znowu. I tak w kółko się robi.

Ino trza było uważać jak się zakładało osnowę, bo każda nitka musiała być w dobrej szczelinie płochy. Nieparzyste nitki szły do jednej nicielnicy, a parzyste do drugiej. Ale dzieci, jak coś było źle, to wszystko trza było zacząć od nowa. Tyle roboty. Wątek był nawinięty na cewke, co była na czpiniu i ten czpiń się wkładało do cołnka. No i rozumiecie, taka jest technika.

W tej mojej płosze to jest źle nawleczone. Bo widzicie, zasadniczo w każdej szczelinie powinny być dwie nitki, a u mnie jest po jednej. Tylko ponieważ, że jest to snute węzi, a drugie że są to nici grube, to by się tu nie zmieściły, a chcąc we dwie to muszą być nici ciniutkie. Ta płocha to się nazywa trzynastka, ją się używa do cienkich płócien, do chodników, czy na worki to szła siódemka. Ale jo mom ino taką. I takie to są kochane dziewczyny sprawy z tym wszystkim.

 

A: Dużo zajmowało rozłożenie krosien?

 

P.L.: Nie. Rozkładanie, czy zbieranie to ile tam? Z 10 minut. To się wszystko składa ładnie, szybko się swija. Ale wprawe to trzeba mieć. Jak ktoś nie będzie wiedział, to tego nie złoży.

 

A: Czy ludzie interesują się tkactwem? Czy często przychodzą do pani, pytają? A może pani gdzieś wyjeżdża, żeby promować tą naszą tradycję?

 

P.L.: A tak, tak. Była w tym roku taka pani, mówiła, że przyjedzie z dziećmi, ale nie była. A jak jestem gdzieś, to wam mówie, w Kielcach byłam przez trzy dni, na targach kieleckich, z krosnami też. Teraz była pani mnie zapisać do Sielpi na pokazy. Często mnie wożą, w te i z powrotem. Byłam też w tej, no…Rudzie Malinieckiej i za Kielcami, w Staszowie, i jeszcze…czekajcie, czekajcie, tam… ale gdzie to już sobie nie przypomne, taki już stary rozum. Ale to za Kielcami gdzieś. Jak żeśmy wracali to taki nas deszcz złapał, bo wpierw jechaliśmy za pogode, a potem taki deszcz, ulewa, że się nie dało jechać.

W Tokarni byłam dwa razy, ale nie z krosnami bo tam krosna są. Chcieli mnie tam zatrzymać na jakie dwa tygodnie, ale nie ma warunków.

Ogólnie w tym roku w siedmiu miejscach byłam z tymi krosnami, tyle my naliczyli. Dzieci takie małe, po 8 czy nieraz po 12  przyleci i chcą wejść i tym cołnkiem sobie przesunąć. Dużo bardzo, i w Mircu jak byłam, też dużo dzieci chciało. Staną sobie takie w kolejke i siądą po 5 minut. Które tam jeszcze dostanie do pónozy to jeszcze, a jak nie dostanie to już ja sama tam im pokazuje i pomagam. Chętne są dzieci teraz, ciekawe takie.

 

A: Słyszałyśmy, że pani chodniki były też w Częstochowie.

 

P.L.: Tak, tak. Zapraszali nas, ale samochodu to już nie chcieli wysłać. To wysłaliśmy te chodniki i potem przysłali nam z powrotem. Ale sama nie byłam tam bo to już za daleka podróż i za duże koszty.

 

A: Bardzo ładny kolorowy materiał ma pani tam na łóżku. Co to jest?

 

P.L.: To jest dziewczyny wszystko własnoręczna robota, i malowanie i przędzenie. Moja sąsiadka, to było z 15 lat wstecz, z tą płachtą ją wzieli do Bydgoszczy i z tej płachty dostała 500 zł nagrody. 500 zł dostała za to, że ona sama to robiła. Bo ja kiedyś miałam takie własne, ale to już poniszczone było. A to sobie kupiłam, żeby się chwalić, że kiedyś się takie rzeczy robiło.

 

A: Dlaczego pani się zajmuje tym tkactwem, skoro teraz wszystko można sobie kupić gotowe w sklepie?

 

P.L.: Bo ja to muszę mieć zajęcie. Co by to było jakbym nie miała co robić? Siedziałabym tylko i co z tego by było? Bóg dał żem zdrowa jeszcze jest, ruszać się moge to i robić będe póki moge.

 

DAWNA WIEŚ

 

A: Porozmawiajmy teraz chwile o wsi. Jak bardzo różni się współczesna wieś od tej, którą pamięta pani z dzieciństwa?

 

P.L.: Bardzo. Bardzo dużo się zmieniło. No ja wam mówie, dzisiaj ani niemodne robienie chodników, ani niemodne rwanie pierza, ani niemodne krowy, ani świnki. Wszystko wyszło z mody. Pierw dom w dom, dzieci kochane, były po dwie, albo po trzy krowy, świnie po trzy, gęsi, wszędzie stada na podwórkach. Były, rozumiecie, konie co drugi dom, a dziś jeden koń na wsi. I z czego dzisiaj ci ludzie żyją to ja sobie nie wyobrażam. Kiedyś każdy zagonek był obrobiony. Nieraz to jak kawałek sąsiad sąsiadowi zasiekł to była kłótnia. A teraz? A teraz to ugór na ugorze. No niestety, bardzo się dużo zmieniło. Ale jak to będzie dalej z tego to nie wiem.

 

A: A czy na wsi były jakieś szczególne tradycje? Np. związane z weselem?

 

P.L.: No to kochano, wesele było skromnie, na stole nie było tego co dzisiaj. Był serek, chleb swojski pieczony i wszystko skromniutko. Dzisiaj to nieporównanie. Ale przyśpiewek dużo było. Ja to na wesele 80 przyśpiewek znam.

Rozumiecie, dawniej dawniej to nie tak jak dzisiaj. Wpierw musiał chłopak przyjść do rodziców poprosić żeby wziąć dziewuche na potańcówke, czy na jakieś granie, jak to kiedyś na chałupkach było. I tak musiał przyjść do rodziców i się spytać czy pozwolą iść. Bo inaczej, jak nie pozwolili to siedź w domu.

No i rozumiecie, tego, co tam jeszcze w tym było. A wesele… pan młody przyjeżdżał, panna młoda czekała ubrana i furmanki były. Furmanki po parę koni były zaprzęgniete, tych furmanek było z 10, zależy jakie wesele było. Nieraz i 12 było tych furmanek wyścielanych. A pani młoda to w wasągu musiała jechać. Dawniej były takie wasągi plecione, rozumiecie, plecione z rokity. A reszte to jakie były te wozy to takie szły. Konie były ozdobione jałowcami, wstążeczkami z papieru. Wszyscy widzieli, że wesele jedzie.

No i co tam więcej? Muzykantów nie było takich jak dzisiej, tylko były normalne.

 

A: A jakie były stroje państwa młodych?

 

P.L.: Skromniutkie. Skromniutka sukieneczka, nie taka jak dziś. Pan młody tak samo.

 

A: Chętnie posłuchamy jak obchodzono święta. Jak było w Boże Narodzenie na wsi?

 

P.L.: Przedtem to nie było wymyśleń żadnych, skromnie wszystko. Do jedzenia to kluski z makiem były pieczone, pierogi pośne, uszków to my jeszcze nie znali. Rybę można było też spotkać, ale to nie w każdym domu.

Choinki przeważnie nie było. Nikogo nie było stać na tą choinkę, niestety. Tu u nas w Odrowążku to tylko jedno choinka była, u gajowego, tak jak wygon jest. A tak to nikt choinki nie znał. I nikt nie miał czym przystroić. Nawet w kościele choinki nie było.

Na Wigilie zawsze na stole sianko musiało być i słoma w kąciku. Późni brali tą słome i obwiązywali drzewka i te drzewka się rodziły. Takie były prywilijki.

 

A: A jeśli chodzi o Wielkanoc?

 

P.L.: To co pamiętam, dzieciny, no to co tam? Nic tam takiego nie było. Pamiętam, że przed Wielkanocą to Post był ścisły. Dawno, to jeszcze mi opowiadali, że jak zaczeli pościć to nawet mleka nie było wolno jeść, tylko serki wkładali w beczce zasuszone i te serki tak leżały, bo nie wolno było jeść. Tylko ziemniaki, serka nie. Ale to już nie za mnie. Tylko pamiętam, jak tak mówili dawniej.

 

A: Może były jeszcze jakieś inne tradycje?

 

P.L.: Procesja na Boże ciało była bardzo uroczysta. Jak pamiętam, to my jeszcze do Odrowąża5 chodziły, bo tu kościoła nie było. I te dziewczyny co nosiły chorągwie to miały całe welony na twarz założone i były ubrane w sukienkach białych, długich. I one tylko chorągwie nosiły, takie dziewczyny. To nie tak, że każdy kto chce to niesie. Taka była tradycja. Dobrze pamiętam te dziewczyny, co były tak poubierane.

Kościół był daleko to ludzie się pod kapliczkami też zbierali. To i ja chodziłam. Tam na Odrowążku, to ta kapliczka, ta figurka to już lata stoi tam. Tam żeśmy chodzili, pamiętam jak jeszcze byłam panną to chodziłam. Śpiewali tam kolędy, ogniska palili, rozumiesz, pieśni były do Matki Boskiej śpiewane, litanie. To to pamiętam dobrze.

Był też odpust w Odrowążu i na Matkę Szkaplerską6 i na Jacka.7 Ale nie wyglądał tak jak dzisiej, wiadomo, było skromniutko. Cóż tam pamiętam… Nie były takie obfite jak teraz. Jakieś takie jak obważanki były. Ale na wsi to było i to dobre. Zawsze jakieś tam zabawki dla dzieci, ale to malutko.

 

A: A dożynki?

 

P.L.: Dożynki to były takie robione: jak były gdzieś żniwa to rozumiecie szły wszystkie ludzie z sierpami, szczepy palili na polach chłopaki, a dziewczyny żęły, żęły te zborze no i później była potańcówka. I tak to wyglądało. Takie były dożynki, nie takie uroczystości jak teraz.

 

A: Dawniej ludzie chyba chętniej się spotykali w większym gronie, prawda?

 

P.L.: No tak. A tera jakbyś poszła do kogo z pierzami to co by było? A wtedy to szły, każda, jedna do drugiej i obdzierały. Dom w dom były pierze i gęsi. Nie było tak, że zakurzą czy zabrudzą, nie było. Jeszcze rozumiesz, raz to było tak, że chłopaki przyniesły i gołębia wpuściły, i pierze poszły nie wiadomo kiedy. Narobił takiego rabanu, że późni musielimy zbierać te pierze.

Wszyscy chodzili jeden do drugiego, a tera to sąsiad sąsiada nie zna, pójdzie raz na pół roku albo wcale. Kiedyś to nie było telewizora, nie było przy czym usiąść, kawa była niemodna. No niestety, nie było przy czym usiąść. Chłopcy często się zbierali żeby w karty pograć. No i gorzałka była. Gorzałka z mody nie wyszła, nie wyjdzie i chyba na tym się skończy. A tera to jakby nie było wódki to by policja nie miała utrzymania. Przez to to tyle wypadków, tyle nieszczęść się dzieje. Czemu tego nie ograniczą? Żeby wódka na kartki była?

 

A: Ciekawi nas, czy za pani młodości ludzie jeździli do miasta?

 

P.L.: A no jakżesz nie, ale to rzadko kiedy. W Odrowążu był targ, to tam przeważnie jeździli. W innych miejscowościach tu blisko to tam nie było tego co dzisiej, bo to wszystko to niedawno powstało. Do Skarżyska to już wyjątkowo. No i do Bliżyna czasem. W Odrowążu był targ i tam się tylko wybierali, można było coś sprzedać, można było kupić. Najczęściej to na piechote tam chodzili. Auta to nikt nie miał, chyba dwa rowery na wsi były, jak ja pamiętam z początku. A dzisiej samochód dom w dom.

 

5. SŁOWNICZEK

 

*cołnek – ruchoma część krosna, która wprowadza się wątek pomiędzy rozsunięte nici osnowy

*czesadło – narzędzie do czesania lnu

czpiń – miejsce umocowania cewki, zrobione najczęściej z gałązki wiśni

dziurawka – urządzenie złożone z deseczki z otworami i listewki, które przytrzymywało wał z tkaniną (nowój)

gałganki – cienkie paski materiału, wykorzystywane do robienia chodników

*garska, gosztka – ilość lnu miesząca się w dłoni

*międlica, cierlica – narzędzia do łamania łodyg lnu

*nowój – wałek osnowowy

*paceśne – nitki na cienkie płótno

paświsko – pastwisko

*płachta – szeroka tkanika powstała z dwóch zszytych wąskich kawałków

*płocha – grzebień w bijadle

płócienko – kawałek materiału, do którego przywiązywało się osnowę

*postaw – osnowa – nitki rozsnute na krośnie, przez które przeciągany jest wątek

pośne – postne

prywilijki – zwyczaje

*pónoze – podnóżki przymocowane do nicielnic, do ich podnoszenia i opuszczania

snowacz – zajmuje się wykonywaniem osnowy

uróś – urosnąć

*wątek – nici przeplatane z osnową w poprzek powstającej tkaniny

węzi – węziej

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

7. PRZYPISY

 

1  zaczerpnięte z „Biołe Portki” Urszula Jędrzejczyk, Bliżyn 2007, str. 5

 w kościele katolickim 8  mają wspominany jest św. Stanisław i św. Ida

3  mowa o chłopcu, który był w czasie naszej rozmowy w domu pani Leokadii

 wieś leżąca nieopodal Nowego Odrowążka, gmina Bliżyn, powiat skarżyski; miejsce zamieszkania jedynego snowacza w województwie, pana Kijanki

5  miejscowość niedaleko Nowego Odrowążka; kiedyś Nowy Odrowążek znajdował się w parafii Odrowąż, gdyż tam był najbliższy kościół

6  Matkę Bożą Szkaplerzną czci się 16 lipca

7  święto ku czci św. Jacka obchodzi się 17 sierpnia

 

Autorki: Aleksandra Bernatek, Daria Głowala
Fot. Andrzej Adamczyk