Drzewa nikomu nie zagrażają, więc trzeba wyciąć…

Usunięcie drzew sposobem na powódź? Taki zabieg przeprowadzono nad rzeką Kamionką. Skończyło się w prokuraturze.

Ponad 160 drzew na zlecenie meliorantów wycięto nad cenną przyrodniczo rzeką Kamionką. Gmina Suchedniów sama o to zabiegała. Zamieszanie powstało, kiedy wyszło na jaw, że wykonawca samowolnie wyciął pół setki drzew na terenach miasta. Sprawa trafiła do prokuratury.

Rzeka Kamionka, płynąca przez teren gminy Suchedniów jest jedną z najcenniejszych w regionie. Ma górski charakter i czystą wodę. Żyją w niej pstrągi i wiele gatunków chronionych w całej Unii Europejskiej ryb i minogów. Przyjeżdżają nad nią wędkarze i miłośnicy przyrody z całej Polski. W ostatnich latach rzece zaszkodziła glina z budowy drogi ekspresowej numer 7. Za zgodą gminy nad brzegami pojawiły się hałdy gliny, w związku z czym po każdym deszczu woda ma czerwony kolor nie tylko w Kamionce, ale i zalewach suchedniowskim i rejowskim. Po protestach ekologów drogowcy zabezpieczyli skarpy ziemią i obsiali je trawą. Niedawno niewielkim ciekiem zajęli się urzędnicy ze Świętokrzyskiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych.

GMINA SAMA CHCIAŁA

W październiku gmina Suchedniów wystosowała do meliorantów pismo, zwracając uwagę na liczne drzewa, znajdujące się w korycie rzeki i prosząc o jej udrożnienie. – Nasi pracownicy na miejscu wyznaczyli drzewa do wycinki i wyciągnięcia z rzeki. Zgłosiła się do nas osoba z Suchedniowa i złożyła ofertę. Podpisaliśmy umowę na usunięcie 111 drzew. W zamian za wykonanie zlecenia ten człowiek miał zabrać pozyskane drewno – wyjaśnia Bożena Paluch, kierownik starachowickiego oddziału Zarządu Melioracji. Właściciel tartaku z Suchedniowa nie tylko wywiązał się z zadania, ale, jak twierdzi wiceburmistrz Suchedniowa Stanisław Kania, poszedł znacznie dalej. – Okazało się, że na odcinku, gdzie miał usunąć 20 drzew, wyciął o 50 więcej, rosnących na działkach należących do gminy – informuje wiceburmistrz.

ZAJĄŁ SIĘ PROKURATOR

Samorządowcy poinformowali o fakcie inwestora, podczas wizji lokalnej policzono straty. – Drewno zabrane z terenów gminnych znalazło się u tego pana. Tłumaczył, że musiał wyciąć drzewa, żeby mieć dojazd i zabezpieczył je przed kradzieżą. Sprawę skierowaliśmy do prokuratury, z wnioskiem o ukaranie sprawcy. Jest w toku – powiedział nam wiceburmistrz Kania. – Takie prace nad Kamionką zleciliśmy po raz pierwszy i pewnie ostatni – zapowiada Bożena Paluch. Co dziwne, „czyszczenie” rzeki przeprowadzono mimo tego, że w gminie Suchedniów nie powoduje ona szkód powodziowych. – U ludzi nie było strat, ale woda obrywała brzegi – przyznaje Stanisław Kania. Bożena Paluch wyjaśnia, że leżące w wodzie drzewa w czasie podwyższonego stanu tworzą zatory i usuwa się je po to, by spływ wód był jak najlepszy.

TAK SIĘ NIE ROBI

Zupełnie inne zdanie na ten temat ma znany naukowiec, przyrodnik Andrzej Staśkowiak ze Skarżyska. Jak twierdzi, wycinka drzew przynosi więcej szkody, niż pożytku. – Drzewa zapewniają cień, dzięki czemu woda się nie nagrzewa, a musi być odpowiednio zimna, by mogły w niej żyć typowe dla górskich strumieni gatunki zwierząt. Rzeka sama wyznacza sobie spływ i tereny zalewowe. To nie drzewa, ale zwężanie doliny Kamionki przez usypywanie skarp z gliny na brzegach niesie zagrożenie powodziowe. Na Zachodzie nikt tak nie robi, tam renaturalizuje się rzeki, czego warunkiem jest zachowanie roślinności nadbrzeżnej – uważa ekolog.

 

Źródło:http://www.echodnia.eu/apps/pbcs.dll/article?AID=/20110216/POWIAT0110/856593769