Rosyjscy ekolodzy walczą o las w podmoskiewskich Chimkach
Nie jestem ekscentryczną wariatką. Naprawdę wolę posiedzieć w kawiarni, niż kłaść się pod kołami milicyjnego samochodu – śmieje się Żenia Czyrikowa na wspomnienie sprzed kilku miesięcy, gdy razem z innymi ekologami broniła lasu w podmoskiewskich Chimkach. Chociaż – jak twierdzi – wtedy nie miała innego wyjścia. Musiała interweniować, bo wezwana przez nią milicja, zamiast zająć się osiłkami atakującymi ekologów, próbowała się ulotnić. Milicjanci twierdzili, że nie widzą powodów do interwencji. A na koniec, zamiast zbirów z kijami bejsbolowymi, do wozów zapakowali ekologów i dziennikarzy. Kilka osób odniosło poważne obrażenia.
Dziwny sojusz między miejscowymi władzami, bandytami i organami ochrony porządku sprawia, że ekolodzy zdają się być z góry skazani na porażkę. Ale Czyrikowa mówi, że nie odpuści. A premierowi Putinowi – ostrzega – zapewni drugi problem na „Ch”. – Po Chodorkowskim Chimki będą drugą sprawą, o którą będą go pytać zagraniczni liderzy na każdym oficjalnym spotkaniu – zapowiada.
Kręta droga
Główna trasa Rosji, czyli droga z Moskwy do Petersburga, to poza krótkimi odcinkami obraz nędzy i rozpaczy. Wąska, przecinająca mijane miasta dokładnie pośrodku, zatłoczona tirami. Dlatego potrzebna jest nowa trasa – z tym nikt nie dyskutuje. Ale dlaczego ma biec dokładnie pośrodku lasu w Chimkach? Tego jak na razie ekologom nikt nie wytłumaczył. Projekt, zatwierdzony najpierw przez gubernatora obwodu moskiewskiego Borysa Gromowa i mera Chimek Władimira Strelczenkę, został poparty na najwyższym szczeblu, a premier Putin osobiście zlecił przeniesienie chronionych terenów w gestię ministerstwa infrastruktury. Co nie zmienia faktu, że projekt wciąż jest sprzeczny z prawem, przekonują ekolodzy, przedstawiając liczne ekspertyzy, w tym przeprowadzone przez państwowe instytucje, m.in. moskiewski departament ds. korzystania z zasobów środowiska naturalnego. Protesty odbijały się od ściany, a latem firma Tiepłotechnika zaczęła wyrąb lasu. To właśnie wtedy, po zmasowanej ofensywie działaczy, zareagował Kreml. Dmitrij Miedwiediew wezwał do ponownego przyjrzenia się projektowi trasy.
– Istnieje kilka wariantów drogi, przy czym alternatywne są krótsze od tej promowanej przez władze. Obecny projekt przewiduje, że droga za Moskwą skręca i zaczyna się wić, co jest po prostu idiotyzmem w przypadku autostrady – tłumaczą działacze. – Jest to jednak wymarzony projekt, jeśli traktować go jako plac pod budowę przydrożnej infrastruktury – centrów handlowych, stacji benzynowych, moteli – dodają. Ich zdaniem, to główna motywacja stronników projektu. Problem w tym, że wszystkie te dobrodziejstwa miałyby powstać tam, gdzie dziś jest las.
34-letnia Czyrikowa z wykształcenia jest inżynierem i ekonomistą. Choć na studiach technicznych specjalizowała się w budowie silników do samolotów, jej kariera – ze względu na upadek przemysłu lotniczego – potoczyła się w innym kierunku. Po kilku latach przepracowanych w biurze na kolejnych stanowiskach menedżerskich, razem z mężem otworzyła w Moskwie firmę, która projektuje systemy zabezpieczeń dla przedsiębiorstw.
Dwa fakultety i MBA z zarządzania dawały poczucie zawodowego bezpieczeństwa. – Żenia to nie jest ten typ człowieka, który idzie do polityki w poszukiwaniu realizacji, bo nie znalazł jej gdzie indziej. Sprawdziła się jako bizneswoman i matka małych dzieci. Miała cel w życiu i czuła się spełniona – wspomina Jelena Kostiuczenko z „Nowej Gaziety”, która od początku śledzi działalność społeczną Czyrikowej.
Pod topór
Gdyby nie nieszczęsna trasa Moskwa-Petersburg, świat nigdy nie usłyszałby o Żeni. Nigdy nie chciała zajmować się działalnością społeczną ani polityką. – Zanim zaczęła się ta cała historia, byłam jak większość Rosjan – apolityczna i obojętna. Wstyd się przyznać, ale kiedyś myślałam, iż Jedna Rosja to partia ekologiczna – przecież jej symbolem jest niedźwiedź – opowiada z uśmiechem. Wychodziła z założenia, że i tak nie ma na nic wpływu, więc nie głosowała. Później zrozumiała, że władza robi to, na co pozwala jej społeczeństwo. Możesz unikać z nią kontaktu i dostosowywać się, ale tylko do pewnego momentu. Myślała, że jak zarabia pieniądze, to problem kiepskiej służby zdrowia rozwiąże prywatnym lekarzem, a edukacji – płatnym nauczycielem. Ale co masz zrobić, kiedy zabierają ci twoją przyrodę?
Nie pochodzi z Chimek, o które tak zażarcie walczy. Urodziła się w Moskwie, tam skończyła studia. Z metropolii wyjechała właśnie ze względu na las, żeby dzieci mogły oddychać świeżym powietrzem. Chimki nie są cudem architektury – to smutna, szara sypialnia pod Moskwą. Czyrikowowie mieszkają w dwupokojowym mieszkaniu w chruszczowce – typowym pięciopiętrowcu, którymi zabudowano ZSRR w latach 60. Do moskiewskiego biura Żenia i jej mąż codziennie dojeżdżali po dwie godziny w jedną stronę. Do ideału daleko, ale wszystkie niewygody rekompensował las – zielona enklawa w betonowym świecie. – To niepowtarzalny ekosystem – kilkusetletnie dęby, rzadkie błota, źródełka z czystą wodą, po którą ludzie chodzą z baniakami, bo to, co płynie z kranu, to trucizna. Pod względem klimatu ten las to kawałek Finlandii pod Moskwą – mówi Czyrikowa.
Do akcji popchnęły ją okoliczności. Cztery lata temu, gdy spacerowała z mężem po lesie, zauważyła na drzewach czerwone znaki. Po powrocie do domu zaczęła szperać w Internecie. Okazało się, że las ma iść pod topór. Wtedy Żenia powiesiła na drzewach ulotki z numerem swojego telefonu, na który dzwonili ci, którym los lasu nie był obojętny. Tak powstał ruch w obronie lasu w Chimkach. – Przez te trzy lata Żenia mocno się zmieniła. Z grzecznej i wzruszająco naiwnej pani menedżer stała się liderem. Wtedy była przekonana, że wystarczy powiesić ulotki i ludzie sami pójdą bronić lasu – wspomina Kostiuczenko. Szybko okazało się, że ulotki nie wystarczą. W akcie desperacji Czyrikowa wystartowała nawet w wyborach na burmistrza i – mimo ogromnej presji administracyjnej ze strony oponenta – zdobyła w nich 15 proc. głosów. Żenia nadepnęła na odcisk ludziom wpływowym i bezwzględnym.
Obrońcy lasu
O tym, że trasa przez las ma silnych obrońców, przekonało się już wielu działaczy. Zatrzymania, areszty, pozwy sądowe to tylko miękkie środki stosowane wobec nich. Zdarzają się przykłady bardziej radykalnych metod: pobicia, a nawet próby zabójstwa – za takie uznano m.in. napaść w 2008 r. na Michaiła Bekietowa, redaktora naczelnego „Chimkińskiej prawdy” i obrońcy lasu. Gdy Bekietow wyszedł z trwającej wiele miesięcy śpiączki, Czyrikowa, która odwiedziła go w szpitalu, w pierwszej chwili go nie poznała. Ten niegdyś potężnej budowy mężczyzna schudł kilkadziesiąt kilogramów, a w głowie miał dziurę. Amputowano mu trzy palce lewej ręki i nogę. Nie mówił. – Stałam w drzwiach i musiałam oprzeć się o framugę, by nie upaść – opowiada Żenia. – Wtedy powiedziałam sobie, że jeśli mam dalej walczyć, to nie mogę myśleć o strachu. Napadnięto też m.in. na działacza Konstantina Fietisowa i dziennikarza „Kommiersanta” Olega Kaszyna.
Nie ma, oczywiście, twardych dowodów na to, że za kampanią zastraszania stoją miejscowe władze czy wycinająca las Tiepłotechnika. Bekietow, dzisiaj inwalida na wózku, oskarżył mera Chimek Strelczenkę o stosowanie politycznego terroru. Sądzi się z nim od kilku miesięcy. Strelczenko twierdzi, że padł ofiarą oszczerstwa. Jednak obrońcy lasu są przekonani, że brutalne metody, po które sięgają ich przeciwnicy, można wytłumaczyć tylko w jeden sposób – stoją za nimi ogromne pieniądze. I szukając potencjalnych zleceniodawców, wskazują na tych, którzy na trasie przez las zarobią.
Czyrikowa znalazła się wśród laureatów nagrody Moskiewskiej Grupy Helsińskiej za 2010 r. – Dzięki jej energii i aktywności problem, który – mogłoby się wydawać – dotyczy tylko mieszkańców małego miasteczka, stał się problemem nie tylko ogólnorosyjskim, ale i takim, który wzbudza zainteresowanie międzynarodowe – mówi szefowa Grupy Ludmiła Aleksiejewa.
Czyrikowa rozumie, że działanie w skali lokalnej jest skazane na porażkę. Potrzebny jest rezonans i mitingi w Chimkach czy Moskwie nie wystarczą. – To dotyczy każdego człowieka i ekologia, a konkretnie najbliższe otoczenie, w którym żyjemy, to chyba jedyna sprawa, która jest w stanie poruszyć nasze ospałe społeczeństwo – przekonuje. Dlatego ekolodzy z Chimek wychodzą poza granice swojego miasteczka, uczestniczą w ogólnorosyjskim forum organizacji ekologicznych pod hasłem „W obronie Bajkału, Utryszu, lasu w Chimkach”. Zielona fala przetoczyła się przez 30 rosyjskich miast – od Woroneża po Ułan-Ude. Bajkał to problem kombinatu celulozowego, który – znowu dzięki wszechmocnemu podpisowi Putina – może spokojnie zatruwać dioksynami największy skarb rosyjskiej przyrody. Utrysz to z kolei unikatowy las jałowcowo-pistacjowy nad Morzem Czarnym, zagrożony wyrębem z powodu krótkowzrocznej polityki władz i planów budowy obiektów sportowych na jego terenie.
– W Irkucku w zielonym marszu wzięło udział około 500 osób. Oczywiście na Zachodzie to może brzmieć śmiesznie, ale jak na Rosję to dużo – mówi Czyrikowa. Jej zdaniem to dowód, że sprawa ekologii jest w stanie poderwać Rosjan do obywatelskich akcji. Pod koniec listopada 2010 r. Żenia wystąpiła na wielkim mitingu ekologów w Brukseli, potem aktywiści z Chimek przez cztery godziny maszerowali przez stolicę Belgii wraz z 10-tysięcznym tłumem. – Nawiązujemy kontakty z ekologami i działaczami w Europie. Dużo się od nich uczymy, potrzebujemy też ich wsparcia w nagłaśnianiu rosyjskich problemów – opowiada Czyrikowa.
Pracę zawodową Czyrikowa na razie przerwała. Śmieje się, że gdyby chciała jeszcze codziennie chodzić do biura, musiałaby rzucić las albo dzieci. Swój czas dzieli między konsultacje z Greenpeace i innymi międzynarodowymi organizacjami. Lobbuje w sprawie lasu w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju, który miał finansować budowę drogi. Dzięki uporowi działaczy z Chimek na razie projekt zamroził. Próby wpłynięcia na francuską firmę Vinci, która ma drogę budować, nie przyniosły efektów.
Polityka i ekologia
Krytycy z radykalnego końca sceny politycznej zarzucają jej próbę przypodobania się władzy. Gdy w lecie Jedna Rosja na hasło Kremla poparła postulat wstrzymania budowy trasy przez las, Czyrikowa pozwoliła sobie na entuzjastyczny komentarz pod adresem władz. Natychmiast podniosły się głosy, że zaprzedała się diabłu. – Wiele osób zarzucało jej, że próbuje się dogadać ze wszystkimi, ale ja nie widzę w tym nic złego. Ona nie jest politykiem, nie jest przypisana ani do władzy, ani do opozycji. Szukała ludzi, którzy poprą jej inicjatywę. Dlaczego ma ją odrzucać, jeśli przyjdzie choćby z Kremla? – mówi Kostiuczenko.
„Jedną nogą w opozycji, drugą przepychają się do władzy” – oceniła na swoim blogu Anastazja Rybaczenko z opozycyjnej Solidarności, gdy Czyrikowa wzięła udział w organizowanym przez Sprawiedliwą Rosję forum organizacji pozarządowych „Rosjo, naprzód!”. – Absolutnie nie widzę powodu do krytykowania władz, jeśli robią coś dobrego – oświadcza Czyrikowa. Jej zdaniem władze trzeba ulepszać, a nie zwalczać.
Ale nadzieje na to, że władze da się ulepszyć i że wysłuchają głosu społeczeństwa, rozwiały się kilka tygodni temu – trasę przez las poparła komisja rządowa. Choć formalnie to wciąż nie jest ostateczna decyzja, w praktyce z lasem można się już pożegnać. – Mogę powiedzieć, że przechodzę do opozycji. Nie odpuścimy – mówi Czyrikowa, zapowiadając udział w masowych protestach. I dodaje: – Nie jestem politykiem ani nawet ekologiem. Jestem obywatelem, który walczy o swoje prawa.
Źródło: http://www.polityka.pl/swiat/obyczaje/1512852,1,rosyjscy-ekolodzy-walcza-o-las-w-podmoskiewskich-chimkach.read